Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ZGRZYT ZĘBÓW

Vice Sprawca




Co zapamiętałem z koncertu Ive Mendes? To co każdy facet. Długą suknię do ziemi, bose stopy Ive i ten dekolt! Dekolt do samego pępka. Auuuuuuuuuuuuuuuuu... Ive wyglądała bosko. To w zasadzie tyle. Acha, jeszcze śpiewała. Ale czy warto o tym wspominać?

Ive Mendes odwiedza Polskę niezwykle często. Koncerty w ramach festiwalu Pilsner Urquell & Jazz to jej piąta podróż do naszego kraju. Można z tego wnioskować, że polubiła Polskę, albo bardziej przyziemnie - że jest tu szczególnie popularna.
Na konferencji prasowej Ive mówiła, że ma podobny stosunek do śpiewu jak Astrud Gilberto. Nie zastanawia się nad wibratem, tembrem, skalą, po prostu jak chce - to śpiewa, tak jak jej talent na to pozwala. Rzeczywiście.
Początek był obiecujący. Zaczęła od zdecydowanie najlepszej piosenki w swoim repertuarze - "Blessed Love". Uwielbiam ten kawałek. Gdy zaczęła wzdychać do mikrofonu, a potem śpiewać w tym przedziwnym, jakby piaszczystym, słonecznym języku portugalskim, przez plecy przeszły mi ciary. To ten klimat, za który kocham Ive! Zaraz potem drugi znakomity kawałek - "Afternoon" . Tu muza sama płynie, wokal Mendes jest tylko jakby kolorystycznym tłem dla instrumentalistów. Uwielbiam to.
Muzyczna satysfakcja nie trwała jednak długo. Najpierw niedowierzanie, potem zwątpienie, wreszcie - strasznie się waham, czy o tym pisać - bolesne rozczarowanie. Pamiętałem o tym co Ive mówiła na konferencji: "Najlepiej śpiewam, gdy jestem kompletnie wyluzowana. Dlatego najlepsze mam końcówki koncertów". Ale koncert trwał i trwał, a poziom wokalny Ive nie zwyżkował. Bolesna prawda jest taka, że ona raczej nie potrafi śpiewać, nie potrafi używać narzędzia, jakim jest głos. Zdarzało się jej w przykry sposób fałszować, gdy zaczynała piosenkę. Nie potrafiła się "wbić" w tonację. W "A Beira Mar" to aż bolało. To "parara" było zdecydowanie poza wszelką krytyką. Aż mi zgrzytały zęby. Tego nie dało się słuchać! Z kolei gdy Ive chciała pokazać "pałer", z reguły zamieniało się to w krzyk. Nawet te klimatyczne westchnienia były raczej sposobem na to, by w "bezpieczny" sposób skończyć frazę, bez konieczności precyzyjnego trafiania w dźwięk. To smutna prawda, która każe mi teraz nieco inaczej patrzeć na zjawisko jakim jest Ive Mendes.
Pod względem muzycznym przedsięwzięcie ratowała czwórka muzyków w składzie: perkusjonista, gitarzysta, basista oraz perkusista. Gitarzysta najwyraźniej starał się wykrzesać ze swojej gitary więcej niż potrafił, ale niech mu będzie. Basista odwrotnie - tego wyraźnie "nosiło". Próbował chyba grać zdecydowanie więcej, niż miał zapisane w kontrakcie. Bardzo chciał zrzucić kajdanki nut, których musiał się trzymać. Pod koniec koncertu w jakimś kawałku facet pękł, i nie zważając na nic dał czadu. Lewa ręka latała mu po gryfie, jakby go parzył. To było to!
Jestem pewien, że Ive miała wiele do powiedzenia publiczności. Na przeszkodzie stanęła chyba jednak bariera językowa i to niekoniecznie po stronie audytorium. Na konferencji prasowej artystka nie ukrywała, że ma trudny moment w swoim życiu. Straciła najbliższych - rodziców, a pięć miesięcy temu brata, którego porwano i jak rozumiem zamordowano w Brazylii. Oczywiście na koncercie trzymała się przetartego przez innych muzyków szlaku. Była więc pogawędka o miłości, życiu, bardzo trudnym i dziwnym języku polskim, wreszcie mały wykład o rosnącej ekonomii biednych krajów - ku pokrzepieniu serc. Jak grochem o ścianę. Sztywna poznańska publiczność nie ułatwiała niczego. Nie reagowała nawet na największy przebój Mendes "If You Leave Me Now". Może to bez sensu, że koncert rozpoczął się o 22.30, w dodatku w poniedziałek? Może nie powinien odbyć się w Starym Browarze? Może powinny być tańsze bilety, by przyszli miłośnicy muzyki, a nie śmietanka towarzyska?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz nawet gdy słucham płyty, to wychwytuję te nieporadności, które tak jaskrawo ujawniły się na koncercie, a których wcześniej nie zauważyłem. W tym sensie żałuję, że poszedłem na ten występ. Trzeba bowiem pamiętać, że muzyka skomponowana przez Ive Mendes jest naprawdę interesująca. To jej niewątpliwie największa (poza wyglądem) zasługa. No, ale teraz mam przynajmniej płytę z autografem. Ha!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone