Kiedy
kilka lat temu na ekrany kin wchodził "Wiedźmin",
była szansa na zrewolucjonizowanie polskiego kina fantastycznego.
Niestety, film ten okazał się klapą - i artystyczną, i technologiczną.
Mówiło się wtedy, że dobrych efektów specjalnych nie da się
zrobić poza Hollywood.
Rosyjscy filmowcy udowodnili właśnie, że to kompletna bzdura.
Żeby się o tym przekonać, wystarczy pójść na nowy film naszych
wschodnich sąsiadów. "Nocna straż" to fantasy
z lekką domieszką horroru. Trzeba przyznać, że film wciąga.
Obraz współczesnej Moskwy, po której ulicach grasują wampiry
i inne złe istoty nadprzyrodzone, jest fascynujący. Trochę
gorzej z fabułą. Oparto ją wprawdzie na bestsellerowej powieści
Siergieja Łukanienki, ale jeszcze się taki nie narodził, komu
udałaby się ekranizacja godząca wierność książce z surowymi
wymogami kina.
"Nocna straż" zaczyna się scenami niczym z "Władcy
Pierścieni". Oglądamy potyczkę sił Dobra ze Złem, którą
kończy rozejm. Zgodnie z przepowiednią ma on trwać do dnia,
w którym światu objawi się Inny - człowiek o nadprzyrodzonych
zdolnościach. Losy świata zależą od tego, czy Inny przejdzie
na stronę Światła, czy też Mroku. Tymczasem zaś rozejmu między
obiema stronami ma pilnować specjalna Straż. Nocna - dla kontrolowania
poczynań Złych, i Dzienna - by i Dobrych trzymać w karbach.
W końcu ma być równowaga.
Taki jest punkt wyjścia "Nocnej straży". W miarę
upływu czasu fabuła zagęszcza się i gmatwa. Chwilami gubiłem
się w jej zawiłościach. Chwaliłem już doskonałe efekty specjalne,
niestety kilka z nich zastosowano nie wiadomo po co. Dodatkowo
zamąciły akcję, nic nie wnosząc. Przykładem jest scena, w
której dwójka Dobrych zanurza się w Mrok, by ratować chłopca,
na którego czai się wampir.
Pomijając te drobne minusy, "Nocna straż" to naprawdę
dobry film fantastyczny. Mroczna atmosfera, atrakcyjne wizualnie
metamorfozy bohaterów i starcie niby archetypowych, ale uwspółcześnionych
aniołów i diabłów - dają niezły efekt. Ta mieszanka "Matrixa"
i "Blade" podana w oryginalnym, rosyjskim sosie
może śmiało konkurować z hollywoodzkimi superprodukcjami.
W filmie nie ma zbędnego filozofowania. Nie ma też jednak
płycizn myślowych. Okazuje się bowiem, że przedstawiony w
"Nocnej straży" świat - tak jak ten rzeczywisty,
jest niejednoznaczny, a nawet podszyty hipokryzją. Bohaterowie
stojący po stronie Dobra czasem sięgają po niekoniecznie szlachetne
środki, prawdopodobnie w myśl zasady mniejszego zła. Źli za
to okazują ciepłe uczucia, nieobca jest im miłość, domagają
się prawa do godnego życia. Z czasem odsłania się też drugie
dno opowieści, rodzaj morału: nawet najbardziej skrywane grzechy
z przeszłości wyjdą kiedyś na jaw i trzeba będzie ponieść
ich konsekwencje. Świat w "Nocnej straży" jest bowiem
konsekwentny aż do bólu. Tu każda przyczyna prowadzi do określonego
skutku. Próby zachwiania tym porządkiem prowadzą do innych
skutków - również przez kogoś przewidzianych. Fantastyczność
filmu Timura Bekmabetowa (i książki Siergieja Łukanienki)
jest więc umowna i tak naprawdę odzwierciedla naszą rzeczywistość.
Z tą różnicą, że w rzeczywistości nie ma wampirów. Choć nie
brakuje krwiopijców.
|