Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BIAŁA CHMURA

Olaf Ważyński




Ktoś wymyślił kiedyś określenie "pomnik przyrody", mając pewnie na celu uhonorowanie i otoczenie ochroną wyjątkowo cennych przyrodniczo lub krajobrazowo elementów natury. Niektóre pomniki mają jednak to do siebie, że na skutek częstego hołubienia przez turystów tracą swój urok.

Być w kanadyjskiej prowincji Ontario i nie zobaczyć wodospadu Niagara to tak jak wybrać się nad morze i nie pójść ani razu na plażę. To jedna z największych atrakcji całego kontynentu północno-amerykańskiego i obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki w pobliże Wielkich Jezior. Tak przynajmniej sądzi przeciętny turysta, a na pewno wmawia mu to agent z biura podróży. Otóż obaj niekoniecznie muszą mieć rację. Wszystko tak naprawdę zależy od punktu widzenia turysty. Jeśli jego założeniem jest "zaliczyć" tak zwane atrakcyjne miejsca, na przykład po to, żeby chwalić się przed znajomymi, albo przynajmniej żeby nie wstydzić się w towarzystwie - to wodospad Niagara jest idealnym wypełniaczem "salonowych" wymagań.
W przewodnikach przeczytacie, że "ryk wodospadu Niagara słychać z odległości paru kilometrów". To nieprawda. Żeby usłyszeć szum spadającej wody trzeba podjechać blisko. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to hotelowa zabudowa i nieprzebrane tłumy turystów. Większość z nich idealnie kwalifikuje się do grupy opisanej powyżej. Można ich poznać po tym, że nie fotografują wodospadu, tylko siebie na tle wodospadu. Z drugiej strony trochę ich rozumiem. Stojąc na skraju wysokiego klifu wpatrywałem się w miejsce, gdzie hektolitry wody spadają w kilkudziesięciometrową otchłań i... nie widziałem nic. No, niezupełnie nic. Doskonale było widać ogromną, białą masę, która w kontakcie z człowiekiem pozostawia go przemoczonego do suchej nitki. To chmura pyłu wodnego unoszącego się nieprzerwanie nad kipielą. Niestety, nie miałem szczęścia. Akurat nie wiał żaden wiatr, który mógłby rozpędzić tę chmurę. W rezultacie na moich zdjęciach widać tylko biel. Dlatego postanowiłem wspomóc się fotografiami z jednej ze stron internetowych.
Wodospad dobrze prezentuje się widziany z góry, z wysokości wieży widokowej Skylon. Można też popatrzeć z wieży Minolta Tower, śmiesznej budowli w kształcie wafelka do lodów. Ambitni turyści zjeżdżają zaś windą w dół, do podnóża uskoku, by przespacerować się wewnątrz wodospadu, a ściślej między ścianą wody a skałą. Jeszcze inną propozycją jest stateczek Maid of the Mist, który na chwilę podpływa do wodospadu od dołu, albo helikopter, który zabiera chętnych nad kaskadę.
Oczywiście cały czas piszę o kanadyjskim wodospadzie, Horseshoe Falls. Tak naprawdę bowiem Niagara Falls to trzy kaskady. Dwie z nich, American Falls i Bridal Veil Falls leżą po amerykańskiej stronie granicy i są, trzeba przyznać, dużo mniej efektowne (ale przynajmniej je widać!). Pośrodku zaś leży wyspa Goat Island.
Wodospad Niagara to skończony cud przyrody, co do tego nie mam wątpliwości. Nie padłem jednak przed nim na kolana. Rozczarowała mnie komercyjna otoczka i ten wiecznie przewalający się tłum. Turyści przychodzą tu nawet w nocy, nie ma szans na kontemplowanie piękna wodospadu w ciszy i spokoju.
Zapytałem żartem kolegę, mieszkającego w mieście Niagara Falls, czy w nocy przychodzi cieć i zakręca wodospad. Okazuje się, że prawie trafiłem w dziesiątkę. Niagara straciła w moich oczach właśnie wtedy, kiedy dowiedziałem się, że jest częściowo sterowana ludzką ręką. Tak! System zapór i elektrowni wodnych pozwala wykorzystywać rzekę do produkcji prądu, ale jednocześnie zmniejsza szybkość przepływu wody. Zimą płynie jej mniej niż latem. Amerykanie posunęli się nawet do tego, że w 1969 roku całkowicie zatrzymali przepływ wody po swojej stronie rzeki, by usunąć część głazów leżących u stóp American Falls. Uznali, że psują widok na wodospad! Krawędź skały była sucha przez kilka miesięcy. Na szczęście ktoś doszedł do wniosku, że projekt jest zbyt kosztowny i Amerykanie wycofali się ze swojego przedsięwzięcia.
Wyjeżdżałem z Niagara Falls z uczuciem - nie tyle niedosytu, ile zawodu. Spodziewałem się wielkich emocji, tymczasem wodospad mocno mnie rozczarował. Ot, jeszcze jeden skomercjalizowany "pomnik przyrody". Ponieważ zdecydowanie nie należę do turystów "zaliczających" atrakcje (wolę je przeżywać), postanowiłem przyjechać tu jeszcze raz, albo kilka razy i spojrzeć na wodospad z innym nastawieniem. Może następnym razem będzie wiało.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone