ZAGRAJ W WISIELCA
|
Lucjan Bilski
|
|

|
Spanie
to moje hobby. Lubię wstawać późno, po południu uciąć sobie
drzemkę, a w pociągu zasypiam zaraz po zajęciu miejsca. Po
nieprzespanej nocy czuję się jakbym zażył jakieś narkotyki,
a po dwóch chyba bym umarł.
Dlatego dreszcz zgrozy wzbudziło u mnie wyznanie bohatera
filmu "Mechanik", Trevora Reznika, który
- jak twierdził - nie zmrużył oka przez rok. Kiedy tylko zaczną
opadać mu powieki, natychmiast coś wyrywa go z ramion nadchodzącego
snu. Reznik nie tylko nie śpi, także przeraźliwie chudnie.
W dodatku pewne niepokojące zdarzenia, jakich jest mimowolnym
uczestnikiem nasuwają mu myśl, że traci również zdrowy rozsądek.
Na drzwiach swojej lodówki znajduje tajemnicze karteczki z
zagadkami, a w pracy rozmawia z facetem, który - jeśli wierzyć
kolegom Reznika - nie istnieje. Czy to spisek, czy pierwsze
oznaki szaleństwa?
Brad Anderson w swoim filmie próbuje nam pokazać cierpienie
człowieka, którego świadomość nie może sobie poradzić z dręczącym
go wyrzutem sumienia. Bohater podświadomie personifikuje ów
wyrzut, próbuje nadać mu jakieś materialne cechy. Cóż z tego,
skoro między podświadomością a świadomością zieje szczelina
głęboka jak przepaść? Tylko seria silnych wstrząsów może przerzucić
nad nią most.
Łamigłówki na lodówce Reznika to stara zabawa w wisielca.
Polega ona na odgadywaniu kolejnych liter ukrytego słowa.
Za każdą błędną literę trzeba dorysować kolejną część ciała
ludzika na szubienicy. Na karteczce Reznika co dzień pojawia
się nowa litera, ale wraz z nią rozrasta się postać wisielca.
Nie wróży to nic dobrego.
"Mechanik" to mroczny thriller zbudowany jak domek
z kart. Reżyser dokłada wciąż nowe elementy łamigłówki, ale
rozwiązanie leży gdzieś w głębi. Dlatego poznamy je dopiero,
gdy domek runie, popchnięty drżącą ręką. Bo "Mechanik"
to także film z tzw. twisterem, czyli nieoczekiwanym zwrotem
akcji. W tym sensie jest podobny np. do "Szóstego zmysłu",
albo "Drabiny Jakubowej". I choć kusi mnie, by zdradzić
jeszcze parę szczegółów fabuły, kładę sobie palec na ustach.
Jako Trevor Reznik wystąpił Christian Bale. Kto pamięta go
z takich filmów jak "Metroland", "American
psycho", czy "Equlibrium" - przeżyje szok.
Do roli w "Mechaniku" Bale przygotował się aż nadto
skrupulatnie. By ukazać przeraźliwą chudość Reznika, reżyser
zakładał zastosowanie efektów specjalnych, bądź kostiumów.
Ale Bale podjął wyzwanie i dla potrzeb filmu schudł prawie
30 kg! Trzeba uczciwie przyznać, że poświęceniu aktora dorównuje
wielkość jego kreacji. Trevor Reznik wygląda tak, jakby miał
za chwilę umrzeć na raka. Nie ma sił, gubi kontakt z rzeczywistością.
Traci pracę, dziewczynę i rozum. Snuje się tylko niczym jakiś
postmodernistyczny duch, szukający spokoju.
"Mechanik" spodoba się zwłaszcza tym widzom, którzy
lubują się w onirycznych, czasem klaustrofobicznych klimatach.
Otrzegam za to tych, którzy do sali kinowej zwykli wchodzić
z torbą popcornu. Oglądając ten film nie wypada jeść.
|
|
PRZERWA W ŻYCIU
|
Andrzej Dobrowolski |
|
|

|
Ile
to już nakręcono filmów o przypadku, o niespodziewanych zbiegach
okoliczności, które wpływają na bieg zdarzeń... "Intermission"
wyróżnia się na ich tle. Opowiada bowiem o paradoksie: przypadku,
który jest narzędziem w ręku przeznaczenia.
To jeden z tych filmów, w których na ekranie przewija się
spore grono bohatrów, a każdy z nich jest traktowany równorzędnie.
Dzięki temu łatwiej pokazać, jak przeplatają się ludzkie losy.
Mistrzem takiego sposobu narracji jest Robert Altman. Jego
"Na skróty" to prawdziwy majstersztyk. Mark O'Rowe,
autor scenariusza do "Intermission" również
skonstruował ciekawą fabułę, a reżyser, John Crowley dodał
do niej specyficzny irlandzki klimat, ale zarazem uczynił
ją uniwersalną. Dzięki temu oglądamy historię, która może
się wydarzyć zawsze i wszędzie. Bo zawsze i wszędzie ludzie
będą popełniać błędy.
Wszystko zaczyna się od decyzji Johna o rozstaniu z Deirdre.
To miał być jedynie sprawdzian prawdziwej miłości, ale zranił
dumę dziewczyny i spowodował, że znalazła ukojenie w ramionach
żonatego kierownika banku. Zarazem zapoczątkował ciąg zdarzeń,
których zwieńczeniem będzie napad na ów bank. Nieudany zresztą.
Bo tak się jakoś składa, że bohaterom "Intermission"
ciągle coś nie wychodzi. Komuś popsuje się małżeństwo, ktoś
straci pracę, kogoś wyroluje narzeczony. Życie sprawia wrażenie,
jakby się na chwilę zatrzymało. To ta tytułowa przerwa, pauza.
(Na marginesie - znów należało by kogoś wytargać za uszy za
nieprzetłumaczenie tytułu. Co to za maniera? Od kiedy to angielski
jest w Polsce językiem urzędowym?)
Każdy z bohaterów "Intermission" do czegoś dąży,
czegoś pragnie, o czymś marzy. Dla jednych jest to miłość,
dla innych pieniądze, albo władza. Determinuje to ich poczynania,
ale zarazem niemiłosiernie gmatwa życie. Bo każdy wybór pociąga
za sobą splot zdarzeń, nad którym nie mają już kontroli. Wszystko
zaś prowadzi do wniosku, że nie warto sięgać zbyt wysoko,
bo i tak się spadnie. To jednak zbyt pochopnie wyciągnięty
wniosek. Jest bowiem jeszcze jedna konkluzja: każdy w końcu
dostanie to, na co sobie zasłużył. I ambitny reporter telewizyjny,
który szukał "prawdziwego" tematu, i policjant-mistyk,
który wymierzał sprawiedliwość twardą ręką, i naiwny kierowca
autobusu, szukający łatwego zarobku. No i oczywiście John,
który przecież tak naprawdę wcale nie chciał zerwać z Deirdre,
bo bardzo ją kochał. I to jest właśnie ów przypadek w ręku
przeznaczenia.
Na ekranie oglądamy kilkoro znanych irlandzkich i brytyjskich
aktorów: Kelly MacDonald ("Gosford Park"), Cilliana
Murphy'ego ("28 dni później"), Colma Meaneya ("Ostatni
Mohikanin", "Za horyzontem"), no i Colina Farrella
(to w zasadzie juz gwiazdor). "Intermission" ma
duże szanse, by zyskać miano filmu kultowego. Wprawdzie trudno
mi przytoczyć jakiś charakterystyczny cytat (pomijając padające
co chwilę kombinacje "fucków" i "shitów"),
ale ja sam na pewno będę do tego filmu wracał. I niemała w
tym zasługa muzyki, a zwłaszcza piosenek takich irlandzkich
wykonawców, jak Relish, The Thrills, czy oczywiście U2.
|
|
|