W Stanach
Zjednoczonych jest zwyczaj urządzania tzw. wiosennych wyprzedaży
garażowych. Polega to na tym, że niepotrzebne już przedmioty
i sprzęty wystawia się przed domem lub garażem i oferuje po
niskiej zazwyczaj cenie. Wyobraźmy sobie, że przez jakieś
pięćdziesiąt lat nie znalazł się chętny na żaden mebel, czy
bibelot, i to w całym mieście. Co zrobić z takim stosem staroci,
które szkoda wyrzucić na śmietnik?
Na pustkowiach amerykańskiego stanu Nowy Meksyk leży miasteczko
White's City. Na pozór nie różni się niczym od tysięcy podobnych
miasteczek. Jest tu motel, stacja benzynowa, supermarket,
a latem funkcjonuje także park wodny. Miejscowy teatrzyk wodewilowy
wystawia niepoprawne politycznie i historycznie sztuki, a
turyści chętnie zaglądają do sklepiku z pamiątkami.
Skąd turyści w tej, wydawało by się, zapadłej, prowincjonalnej
dziurze? Cóż, przybywają tu od ponad 80 lat. White's City
to mini-mekka miłośników jaskiń. Raptem siedem mil od miasteczka
leżą słynne Carlsbad Caverns, kompleks jaskiń wapiennych.
W 1923 roku utworzono tu park narodowy i od tego czasu zjeżdżają
się tu turyści spragnieni podziemnych wrażeń. W 1927 roku
niejaki Charlie White wykupił kawał ziemi u stóp kanionu prowadzącego
do Carlsbad Caverns. Wkrótce wyrosło tam miasteczko, na cześć
założyciela nazwane White's City.
Rdza i pleśń
Ale jaskinie ze swoimi naciekowymi pomnikami przyrody to
nie jedyna atrakcja tej pustynnej okolicy. W samym White's
City mieści się bowiem muzeum. Małomiasteczkowe muzea zwykle
odstraszają nieciekawymi eksponatami i nudnymi opisami. Do
Million Dollar Museum w White's City warto jednak zajrzeć.
Jego zbiory dowodzą, że zwykłe przedmioty mogą być całkiem
fascynujące, jeśli się je pokaże w odpowiedni sposób.
Na parterze niepozornego budynku zgromadzono mnóstwo starych
gier wideo. Łezka się w oku kręci na widok arcade'owych gierek,
takich jak choćby "Asteroidy"... Szczególnie spodobało
mi się też krzesło elektryczne na monety i niewielkie "Peep
show wyłącznie dla mężczyzn".
Kolejne sale muzealne znajdują się już pod ziemią. W pierwszej
- trochę nijako. Zardzewiałe gadżety i przedmioty codziennego
użytku prezentujące nudne życie sprzed stu lat. Próbuję gorączkowo
przeliczyć wartość eksponatów na ów wspomniany milion dolarów.
Z pewnością nie są tyle warte dziesiątki zakurzonych maszyn
do pisania, ani szklana gablota pełna tajemniczych kluczy.
W innej z gablot oglądam "trzy kroki do nowoczesnego
odkurzacza". A myślałem, że od momentu ogłoszenia wynalazku
zrobiono ich więcej...
Strzałki namalowane na podłodze prowadzą mnie w głąb muzealnych
sal. Na jednej ze ścian wiszą setki monet. Trudno je zidentyfikować,
bo czas i najwyraźniej woda rozmyły zarówno symbol waluty,
jak i nominały. Zaraz obok - jedno z pierwszych rozkładanych
łóżek. Jest tak zardzewiałe, że raczej już się nie złoży z
powrotem. A oto niewielka balia, jak głosi podpis, z XVII
wieku. Podobnej rzekomo używał sam Napoleon. Dalej stoi wiekowe,
niemal antyczne łoże przykryte starą narzutą, na której osiadł
marmurkowaty, pleśniowy wzorek.
Obcy za szybką
No i wreszcie docieram do eksponatów, którymi Million Dollar
Museum szczyci się najbardziej, przynajmniej jeśli wierzyć
bilboardom. "Miniaturowe ranczo kowbojskie" - spory
stół przedstawiający kawałek prerii z łąkami, zagrodą, no
i przede wszystkim figurkami bydła i pasterzy na koniach.
Kowboje mają wszystko co trzeba: lassa, bicze, kapelusze,
a nawet rewolwery. Całe ranczo składa się z pięciuset drobnych
elementów! Drugi z najcenniejszych eksponatów to kolekcja
europejskich domów dla lalek. Podobno najbogatsza w całym
"wolnym" świecie. Ze zdumieniem doczytałem, że największa
kolekcja znajduje się na terenie Wschodnich Niemiec kontrolowanych
przez Związek Radziecki. Kurczę blade, kiedy ta Zimna Wojna
wreszcie się skończy?
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Zaczyna się od dwugłowego żółwia
w słoju. "Zmarł 10 grudnia 1971". Jest i dwugłowy
wąż. I gablota z kłami mamuta. Tutaj można już przeliczać
milion dolarów. Dwie fotografie ukazują "odciętą rękę
Johna Ketchuma". Podpis głosi, że Ketchum był ostatnim
z bandziorów napadających na pociągi. Przestępca został ranny
podczas ostatniego napadu. Powieszono go w 1901 roku.
Kolejna, wąska szklana gablota prezentuje cztery ludzkie czaszki.
To prehistoryczni "wyplatacze koszyków". Faktycznie,
czaszki leżą na płaskich koszykach, być może zrobionych przez
nich samych. Ale to jeszcze nic. Dalej są kompletne ludzkie
szkielety. Zwłaszcza jeden z nich budzi wielkie zainteresowanie.
Wyjątkowo mały i niekształtny. To "gwiazda" całego
muzeum, zwana "Alien Baby". W 1997 roku, w 50. rocznicę
rzekomego lądowania UFO w Roswell, do White's City przyjechała
ekipa niemieckiej telewizji. W nakręconym tu filmie padło
stwierdzenie, że owa mała mumia to nie kto inny, jak przybysz
z kosmosu. Trudno się dziwić sensacji, jaką wywołał. Muzeum
przeżyło prawdziwy najazd turystów, a w opisie eksponatu pospiesznie
umieszczono nazwę "Alien Baby", mimo że wcześniej
mówił on o szkielecie Indianina-karła.
Wyjście z sal muzealnych prowadzi przez kiosk z pamiątkami,
z którego zasobów skwapliwie skorzystałem. A potem - wierzcie
lub nie - wypiłem dwa zimne piwa i jeszcze raz poszedłem zwiedzić
Million Dollar Museum. Tym razem w nieco odmiennym stanie
świadomości.
|