Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



E.T. W GABLOCIE

Adrian Szkot




W Stanach Zjednoczonych jest zwyczaj urządzania tzw. wiosennych wyprzedaży garażowych. Polega to na tym, że niepotrzebne już przedmioty i sprzęty wystawia się przed domem lub garażem i oferuje po niskiej zazwyczaj cenie. Wyobraźmy sobie, że przez jakieś pięćdziesiąt lat nie znalazł się chętny na żaden mebel, czy bibelot, i to w całym mieście. Co zrobić z takim stosem staroci, które szkoda wyrzucić na śmietnik?

Na pustkowiach amerykańskiego stanu Nowy Meksyk leży miasteczko White's City. Na pozór nie różni się niczym od tysięcy podobnych miasteczek. Jest tu motel, stacja benzynowa, supermarket, a latem funkcjonuje także park wodny. Miejscowy teatrzyk wodewilowy wystawia niepoprawne politycznie i historycznie sztuki, a turyści chętnie zaglądają do sklepiku z pamiątkami.
Skąd turyści w tej, wydawało by się, zapadłej, prowincjonalnej dziurze? Cóż, przybywają tu od ponad 80 lat. White's City to mini-mekka miłośników jaskiń. Raptem siedem mil od miasteczka leżą słynne Carlsbad Caverns, kompleks jaskiń wapiennych. W 1923 roku utworzono tu park narodowy i od tego czasu zjeżdżają się tu turyści spragnieni podziemnych wrażeń. W 1927 roku niejaki Charlie White wykupił kawał ziemi u stóp kanionu prowadzącego do Carlsbad Caverns. Wkrótce wyrosło tam miasteczko, na cześć założyciela nazwane White's City.

Rdza i pleśń

Ale jaskinie ze swoimi naciekowymi pomnikami przyrody to nie jedyna atrakcja tej pustynnej okolicy. W samym White's City mieści się bowiem muzeum. Małomiasteczkowe muzea zwykle odstraszają nieciekawymi eksponatami i nudnymi opisami. Do Million Dollar Museum w White's City warto jednak zajrzeć. Jego zbiory dowodzą, że zwykłe przedmioty mogą być całkiem fascynujące, jeśli się je pokaże w odpowiedni sposób.
Na parterze niepozornego budynku zgromadzono mnóstwo starych gier wideo. Łezka się w oku kręci na widok arcade'owych gierek, takich jak choćby "Asteroidy"... Szczególnie spodobało mi się też krzesło elektryczne na monety i niewielkie "Peep show wyłącznie dla mężczyzn".
Kolejne sale muzealne znajdują się już pod ziemią. W pierwszej - trochę nijako. Zardzewiałe gadżety i przedmioty codziennego użytku prezentujące nudne życie sprzed stu lat. Próbuję gorączkowo przeliczyć wartość eksponatów na ów wspomniany milion dolarów. Z pewnością nie są tyle warte dziesiątki zakurzonych maszyn do pisania, ani szklana gablota pełna tajemniczych kluczy. W innej z gablot oglądam "trzy kroki do nowoczesnego odkurzacza". A myślałem, że od momentu ogłoszenia wynalazku zrobiono ich więcej...
Strzałki namalowane na podłodze prowadzą mnie w głąb muzealnych sal. Na jednej ze ścian wiszą setki monet. Trudno je zidentyfikować, bo czas i najwyraźniej woda rozmyły zarówno symbol waluty, jak i nominały. Zaraz obok - jedno z pierwszych rozkładanych łóżek. Jest tak zardzewiałe, że raczej już się nie złoży z powrotem. A oto niewielka balia, jak głosi podpis, z XVII wieku. Podobnej rzekomo używał sam Napoleon. Dalej stoi wiekowe, niemal antyczne łoże przykryte starą narzutą, na której osiadł marmurkowaty, pleśniowy wzorek.

Obcy za szybką

No i wreszcie docieram do eksponatów, którymi Million Dollar Museum szczyci się najbardziej, przynajmniej jeśli wierzyć bilboardom. "Miniaturowe ranczo kowbojskie" - spory stół przedstawiający kawałek prerii z łąkami, zagrodą, no i przede wszystkim figurkami bydła i pasterzy na koniach. Kowboje mają wszystko co trzeba: lassa, bicze, kapelusze, a nawet rewolwery. Całe ranczo składa się z pięciuset drobnych elementów! Drugi z najcenniejszych eksponatów to kolekcja europejskich domów dla lalek. Podobno najbogatsza w całym "wolnym" świecie. Ze zdumieniem doczytałem, że największa kolekcja znajduje się na terenie Wschodnich Niemiec kontrolowanych przez Związek Radziecki. Kurczę blade, kiedy ta Zimna Wojna wreszcie się skończy?
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Zaczyna się od dwugłowego żółwia w słoju. "Zmarł 10 grudnia 1971". Jest i dwugłowy wąż. I gablota z kłami mamuta. Tutaj można już przeliczać milion dolarów. Dwie fotografie ukazują "odciętą rękę Johna Ketchuma". Podpis głosi, że Ketchum był ostatnim z bandziorów napadających na pociągi. Przestępca został ranny podczas ostatniego napadu. Powieszono go w 1901 roku.
Kolejna, wąska szklana gablota prezentuje cztery ludzkie czaszki. To prehistoryczni "wyplatacze koszyków". Faktycznie, czaszki leżą na płaskich koszykach, być może zrobionych przez nich samych. Ale to jeszcze nic. Dalej są kompletne ludzkie szkielety. Zwłaszcza jeden z nich budzi wielkie zainteresowanie. Wyjątkowo mały i niekształtny. To "gwiazda" całego muzeum, zwana "Alien Baby". W 1997 roku, w 50. rocznicę rzekomego lądowania UFO w Roswell, do White's City przyjechała ekipa niemieckiej telewizji. W nakręconym tu filmie padło stwierdzenie, że owa mała mumia to nie kto inny, jak przybysz z kosmosu. Trudno się dziwić sensacji, jaką wywołał. Muzeum przeżyło prawdziwy najazd turystów, a w opisie eksponatu pospiesznie umieszczono nazwę "Alien Baby", mimo że wcześniej mówił on o szkielecie Indianina-karła.
Wyjście z sal muzealnych prowadzi przez kiosk z pamiątkami, z którego zasobów skwapliwie skorzystałem. A potem - wierzcie lub nie - wypiłem dwa zimne piwa i jeszcze raz poszedłem zwiedzić Million Dollar Museum. Tym razem w nieco odmiennym stanie świadomości.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone