Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



NOWELIZACYJNA ZADYSZKA

Witold Filipowicz



 


Sposób konstruowania aktów prawnych od wielu lat wzbudza falę krytyki, zarówno ze strony społeczeństwa, jak i wielu specjalistów, naukowców, praktyków. Procedury legislacyjne są niewątpliwie sztuką trudną, wymagającą dużej wiedzy, doświadczenia, a także pewnego rodzaju intuicji. Wydaje się, że warto byłoby również posiąść umiejętność wsłuchiwania się w głosy otoczenia, które ma być adresatem tworzonych przepisów.

Tej umiejętności z pewnością nie zastąpią tzw. uzgodnienia międzyresortowe, już choćby z tego powodu, że biorą w nich udział osoby często oderwane od rzeczywistości, opierające się bardziej na wyobrażeniach, niż wiedzy praktycznej. Skutki tak przebiegających procedur legislacyjnych przynoszą czasem zdumiewające efekty. Nierzadko uchwalana właśnie ustawa, nim jeszcze opuści gmach Sejmu, już wymaga nowelizacji, albo też trafia do Trybunału Konstytucyjnego, który z kolei wysyła ją do kosza. Natomiast wiele ustaw, którym uda się przemknąć i wejść w życie, ukazuje w praktyce całe obszary słabości, luk, czy sprzeczności. Wystarczy wspomnieć ustawę o zamówieniach publicznych, nowelizowaną bodaj dwudziestokrotnie, czy ustawy podatkowe, których liczby nowelizacji nikt chyba dokładnie nie policzył.

Dzwon na alarm

Zastanawia fakt, że kolejne nowelizacje dotyczą często tego, co wielokrotnie w przeszłości wskazywały dziesiątki osób praktycznie zajmujących się wykonywaniem przepisów. Niechęć do słuchania "amatorów", poczucie wyjątkowości osób tworzących prawo, czasem niejasne interesy - to wszystko sprawia, że jakość tworzonego prawa obniża się z zawrotną szybkością. Równie szybko przybywa poprawek i nowelizacji. Paradoksalnie to poprawianie prawa zamiast porządkować system, wprowadza jeszcze większy chaos, a sprzeczności mnożą się jak w reakcji łańcuchowej.
Ale też jest i drugi biegun tego systemu. Bywają bowiem takie akty prawne, które mimo swej oczywistej ułomności, mimo całego ciągu luk, wręcz "czarnych dziur", trwają niewzruszenie przez lata. Jednym z takich aktów prawnych jest ustawa o służbie cywilnej. Znowelizowana w 1998 roku trwa wciąż w tym samym kształcie. Była wielokrotnie przywoływana w mediach, przez polityków, przez wszystkich, którzy mówią o szeroko rozumianej sprawności funkcjonowania państwa, przejrzystości życia publicznego, profesjonalizmie i apolityczności członków korpusu służby cywilnej.
W ciągu minionych kilku lat ukazały się dziesiątki publikacji, których autorzy załamywali ręce i bili na alarm, że reguły systemu służby cywilnej są notorycznie łamane przez dochodzących do władzy, bez względu na opcje polityczne. W roku 2003 ukazał się na stronach internetowych Fundacji Batorego raport "Służba cywilna III RP - punkty krytyczne". Zarzucał on władzy - zarówno z prawej, jak i z lewej strony - obsadzanie wyższych stanowisk z pominięciem procedur konkursowych, na zasadzie ustanawiania całej rzeszy "p.o.". W praktyce stanowiska te były obsadzane po linii partyjnej, wbrew obowiązującym przepisom.
Raport, biorąc pod uwagę jego tytuł, powinien był traktować o korpusie służby cywilnej jako o całości, tymczasem ogromny jego obszar został niemal w ogóle pominięty, co opisane zostało w pewnego rodzaju recenzji. Recenzja ta spowodowała powstanie drugiego raportu "Służba cywilna III RP - zapomniany obszar", w którym przedstawiono mechanizmy zatrudniania w administracji rządowej w sposób wzbudzający poważne wątpliwości.
Po ukazaniu się raportu temat służby cywilnej jakby w ogóle przestał istnieć. Zamilkli wszyscy, którzy do niedawna zabierali głos w tych sprawach. Zdawać by się mogło, że to milczenie tym bardziej niweczy nadzieje na rekonstrukcję systemu i jego naprawę. A jednak, po kilku miesiącach doskonałego milczenia Urząd Służby Cywilnej przedstawił kolejny projekt nowelizacji ustawy o służbie cywilnej.

Plusy i minusy

Raport wskazuje, gdzie występują luki, niejasności, przemilczenia, skrzętnie wykorzystywane przez urzędnika obok ewidentnych naruszeń prawa. Podstawową "czarną dziurą" systemu jest pozostawienie urzędnikowi swobody w przeprowadzaniu i rozstrzyganiu niby-konkurencyjnego i niby-otwartego naboru. W poprzednich projektach nowelizacji nic się praktycznie w tym zakresie nie zmieniało. Urzędnik, używając w sposób bezprawny, a często wręcz infantylny przepisów o ochronie danych osobowych, z premedytacją ukrywał nie tylko kwalifikacje wybranego i zatrudnionego kandydata, ale odmawiał też podania nawet takich informacji, jak liczba złożonych ofert. Poziom kwalifikacji zawodowych wysokich i najwyższych urzędników administracji rządowej wprawić może niekiedy w osłupienie. Takie pojęcia jak etyka, moralność czy zwykła ludzka przyzwoitość dla niektórych zdają się nie istnieć.
W obecnym, bodaj szóstym z kolei projekcie nowelizacji Urząd Służby Cywilnej, podkreślam z uznaniem, zrobił zdecydowany krok w kierunku jawności i przejrzystości życia publicznego. Informacja o kandydatach ma być teraz informacją publiczną, powszechnie dostępną. Koniec zatem z używaniem wygodnego parawanu w postaci ochrony danych osobowych dla utajniania zadziwiających rozstrzygnięć. Jednocześnie informowanie o wynikach wraz z uzasadnieniem dokonanego wyboru kandydata utrudni swobodne konstruowanie rodzinnych interesów i towarzystw wzajemnej adoracji wewnątrz administracji państwowej. Nie ma się co łudzić, że wyeliminuje to do cna kumoterstwo, nepotyzm czy zgoła zatrudnianie przestępców. Nie było, nie ma i nie będzie takiego prawa, które całkowicie ochroni nas przed patologiami. Jednak krok uczyniony obecnie przez Urząd Służby Cywilnej to duży postęp w dziele uzdrawiania organizmu państwa.
Niestety, trzeba też zaznaczyć kolejne niezrozumiałe zaniechania. Wielu urzędników, aroganckich i butnych, o kręgosłupach z gumy, bezwzględnie wykorzystuje każdą możliwość ominięcia niejasnych lub niekompletnych przepisów. Zastanawiam się, czym kierują się autorzy obecnego projektu nowelizacji, nie dotykając istotnych uchybień i braków. Terminy, rozmowy kwalifikacyjne, środki ochrony, konstrukcja ogłoszeń, liczebność urzędników służby cywilnej - to tylko niektóre obszary systemu służby cywilnej III RP, jawiące się niczym "czarne dziury". Hasła o profesjonalizmie, rzetelności, bezstronności i apolityczności urzędnika administracji rządowej, mogą jak dotąd co najwyżej wywołać uśmiech drwiny lub szyderstwa. Nowelizacja ruszyła w niewątpliwie dobrym kierunku, jednak szybko i niespodziewanie dostała zadyszki.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone