Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



IMPREZA NA POZIOMIE

Paweł Oses




Góry skłaniają do przedziwnej brawury, by nie rzec szaleństwa, ale również do niezwykłych uniesień. Nigdy nie zapomnę mojej samotnej wycieczki na Skrajny Granat. Szedłem od strony Czarnego Stawu w Hali Gąsienicowej. Szlak oznaczony jest jako szczególnie niebezpieczny, co wydawało mi się trochę przesadzone.

Na górze - widok, który zdaniem niektórych należy do najpiękniejszych w całych Tatrach. Na Orlą Perć się nie zdecydowałem, bo (żaden wstyd) się przestraszyłem. Wracałem tą samą drogą - w stronę Murowańca. Bardzo stromo, gorąco, spod nóg osuwały się kamienie. Nagle gdzieś w oddali, poniżej zobaczyłem samotnego turystę, który jak mi się zdawało odpoczywał. Jednak gdy byłem bliżej spostrzegłem, że ów turysta ma stułę, przed sobą kamień przykryty białym obrusem, a na nim kielich. To nie był żaden turysta, tylko ksiądz, który odprawiał Mszę świętą. Oczywiście nie mogłem go tak po prostu ominąć.
Było to nabożeństwo w niebywałej scenerii. Do schroniska w Hali Gąsienicowej szliśmy już wspólnie. Okazało się, że to młody zakonnik, bodaj salezjanin. Jak mi mówił, odprawienie Mszy świętej w Tatrach od zawsze było jego marzeniem. Postanowił je spełnić niemal w przeddzień swojego wyjazdu z Polski. Mój rozmówca po kilku dniach wyjechał na misję do jednego z krajów Ameryki Południowej. Msza święta w Tatrach to było pożegnanie z krajem.

Tatry mogą być też scenerią zdecydowanie mniej mistycznych przeżyć. Pewnego dnia wracałem z Zawratu do wspomnianej już Hali Gąsienicowej. Ruch był dość spory. Gdy mijałem ludzi, którzy szli w przeciwną stronę, zadziwiły mnie strzępki rozmów, które do mnie docierały. "Ale wariaci". "Kompletni kretyni". "Super goście, trzeba mieć fantazję" itp. Moja ciekawość rosła z każdym napotkanym turystą, który mówił coś takiego. W końcu pojąłem, o co chodziło. Kilkaset metrów przed Czarnym Stawem Gąsienicowym zobaczyłem oddaloną nieco od szlaku grupkę młodych ludzi. Pięciu, może sześciu facetów urządziło sobie imprezę urodzinową. Był śnieżnobiały obrus, na nim półmisek z owocami. Na samym środku stał szampan, uszykowane były kryształowe kieliszki, do tego jeszcze filiżanki i talerze. Jakby tego było mało, obok stał ogromny samowar! Wszyscy uczestnicy tej uczty mieli na sobie garnitury, śnieżnobiałe koszule, a pod szyją zawiązane krawaty. To wszystko na wysokości ponad 1500 metrów n.p.m., dobre pół godziny drogi od Murowańca w stronę Zawratu!!!
Zawsze w górach mam zwyczaj noszenia ze sobą mocnego alkoholu. Miałem "bombkę" Żołądkowej gorzkiej. Podszedłem do chłopaków, wyjąłem flaszeczkę i zapytałem, czy z takim biletem wstępu mogę się dołączyć do uczty. Ochoczo się zgodzili. Załapałem się więc na pyszne winogrona i lampkę szampana. Byłem świadkiem wręczania prezentu jubilatowi. Jego koledzy chcieli mu kupić samochód, ale ponieważ zabrakło im pieniędzy, wręczyli mu jedynie wycieraczkę. Była to, że tak powiem, impreza na najwyższym poziomie, na jakiej byłem w życiu.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone