Piękny,
zielony park w centrum ruchliwego miasta. Godziny przedpołudniowe.
Na jednej z omszałych, odrapanych i pomazanych ławeczek siedzi
dwoje ludzi. Młodzi. Nieco starsi od licealistów, ale młodzi
duchem i ciałem. Można powiedzieć - studenci. Ona ubrana skromnie,
w czarnym sweterku. On ma zielone sztruksy i glany. Niczym
nie wyróżniają się w tłumie. Siedzą i konfrontują swoje poglądy?
Podchodzę bliżej... nasłuchuję. Wokół porozkładane zeszyty,
książki. Stłumione przez letni wiatr głosy wymieniają informacje
na tematy mi niezrozumiałe. Kilka metrów dalej, na kolejnej
ławeczce, przysiadła staruszka. Niosła ciężkie zakupy z pobliskiego
"spożywczaka". Otarła czoło haftowaną chusteczką
i spojrzała w górę. Wyglądała na zmęczoną życiem, schorowaną.
Młodzi zebrali książki, podeszli, cicho zagadnęli do staruszki.
Ta uśmiechnęła się, odsunęła zakupy i pozwoliła im się przysiąść.
Ten sam park, po południu. Na tej samej ławce siedzi grupa
młodych ludzi. Głośny śmiech i rozmowy radośnie rozbrzmiewają,
zwracając uwagę przechodniów. Kilka metrów dalej, na kolejnej
ławeczce przysiadła staruszka. Niosła ciężkie zakupy. Usłyszała
za sobą głośne "dzień dobry", ale odwróciła twarz
z poirytowaniem. Nawet nie odpowiedziała. Wyczuła w ich głosie
ironię? Przeszkadzał jej dym papierosów? Czy może poczuła
się zbyt dumna, by odpowiedzieć zgrai dzieciaków siedzących
i plujących pod nogi?
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły,
Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki.
Chodnik zapluły, ludzi przepędziły,
Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie.
Elektryczne Gitary "Dzieci"
Wieczór. Park wypełniony jest spacerowiczami, zakochanymi,
patrzącymi sobie głęboko w oczy. Ale nie tylko. Pomiędzy drzewami
przenikają cienie. Cienie złych. Ludzi z marginesu. Dzieciaków
uwikłanych w przestępstwa, należących do szczecińskiego podziemia.
Broń i dragi nie są im obce. Bo przecież można je załatwić
wszędzie. Nawet w szkole - miejscu "edukacji" i
"kultury".
Duszą się w domach swoich rodziców
Potem wychodzą na ulicę.
Mocni w rękach nabierają pewności
Naładowani alkoholem.
T-Love "Sz. Młodzież"
Już nie ma staruszki. Boi się wyjść sama po zmierzchu. Wie,
że może zostać okradziona, bo tak jej powiedzieli. Powiedzieli
ci, którzy widzieli. Że ta ferajna, to złodzieje, bandyci.
Jak wszyscy.
Skąd to przekonanie? Ta panika i zła opinia o młodzieży zdegenerowanej
i nie do zreformowania? Społeczeństwo budowane przez tych,
którzy nie są już "niepełnoletni", widzi ogół. Nie
docenia jednostek, takich jak na przykład para bohaterów z
początku mojej historyjki. Widzi tylko tych głośnych, którzy
trzymają się w grupie, bo razem raźniej. Mówią o nich "wandale"
albo "chuligani", czy po prostu mniej wytwornie
"gówniarze". A przecież żaden człowiek nie rodzi
się zły... Niech nikt, młody człowieku, nie wmówi Ci, że jesteś
zły. Młodość ma swoje prawa, i w taki, czy inny sposób musi
się wyszumieć.
Jasne, zdarzają się patologie. Tego nie da się wykluczyć,
ani schować degeneratów przed światłem dziennym. Ale oni byli
zawsze wśród nas. Rodzą się z niedoskonałości społeczeństwa,
szarości i przygnębienia. Nie ukrywajmy - media także kreują
nas jako ludzi złych. Wystarczy przecież pokazać staruszce
film "Młodzi gniewni" Johna Smitha. Raczej nie zrozumie
ona przesłania, jakie niesie ze sobą to kultowe i ponadczasowe
dzieło. Naiwnie i bardzo powierzchownie oceni fabułę; tym
samym oceni nas wszystkich.
Bo przywilejem jest młodości
Zabawa, radość, przyjaźń, a nie strach,
Bo młodość nie chce wiedzieć o tym, że
Życie, choć piękne tak kruche jest,
Wystarczy jedna chwila by zgasić je.
Golden Life "24.11.94"
A jacy my naprawdę jesteśmy? Czy wystarczy jeden rzut oka
na pierwszego lepszego licealistę popijającego zimne piwo
w podmiejskim pubie, albo wizyta u zapalonego zbieracza monet,
by mieć przed oczami przekrój młodzieży? Nie ma bardziej błędnego
rozumowania. Buntowniczość i werterowski indywidualizm - to
właśnie to, co nas charakteryzuje. Idziemy pod prąd, nie zgadzamy
się z wieloma prawami tego świata, a jednak dużo w nas optymizmu.
Pragniemy cieszyć się życiem, i każdy chce być inny. Skończyły
się stereotypy i kopiowanie wizerunku idola, jakiego w okresie
romantyzmu odgrywał Werter, bohater utworu J.W. Goethego.
Dla wielu to życie jest największą wartością, nie zaś miłość,
czy otaczająca nas natura. Co nie znaczy, że nie potrafimy
kochać. Nie jesteśmy bezdusznymi, bezimiennymi postaciami,
ale wrażliwymi jednostkami, często niezauważanymi przez dorosłych.
Mamy skryte pragnienia, ukryte talenty, które często ujawniamy,
ale nie zostają one docenione.
Romantyczni bohaterowie wierzyli ślepo w potęgę uczuć i przyrody.
Wśród nas przeważają jednostki trzeźwo patrzące na świat,
odbierające go takim, jaki jest naprawdę. To właśnie MY rozdzielamy
dwa światy - emocjonalny i racjonalny - ale jednocześnie żyjemy
w obu. Po prostu chcemy być sobą.
|