Jakość aparatu administracyjnego państwa jest fatalna. Wiedzą
to wszyscy, którzy na codzień kontaktują się z urzędnikami.
Alarmujące są wyniki sondaży opinii publicznej, liczba ujawnianych
afer. Coraz wyraźniej widać, że zbliżamy się niebezpiecznie
do granicy, poza którą nie ma już prawidłowego funkcjonowania
demokratycznego państwa, praworządności systemu, nie mówiąc
już o społeczeństwie obywatelskim.
Nadzieję na zahamowanie tych destrukcyjnych tendencji dają
powstające programy walki z nieprawidłowościami. Jednym z
takich programów, działających pod auspicjami Fundacji Batorego,
jest program "Przeciw korupcji". W ramach tego programu
powstał raport "Służba cywilna III RP: punkty krytyczne"
autorstwa redaktora Krzysztofa Burnetko.
Po przeczytaniu ostatniego zdania pozostaje uczucie znacznego
niedosytu oraz niepokoju, że problematyka potraktowana została
w sposób fragmentaryczny. Opracowanie skupia się niemal wyłącznie
na konkursowym obsadzaniu wyższych stanowisk w administracji
rządowej, ukazuje jawne łamanie prawa oraz traktowanie wyższych
stanowisk jako łupu politycznego Proces ten oczywiście stanowi
realne zagrożenie dla struktur państwa i prowadzi do ich degeneracji.
Niepokój budzi jednak fakt rozdzielnego potraktowania dwóch
ścieżek naboru do korpusu służby cywilnej, stanowiącego przecież
jednolity organizm. Żaden z aktów prawnych, regulujących tę
materię - Konstytucja RP oraz ustawa o służbie cywilnej -
nie daje podstawy do dokonywania jakichkolwiek rozróżnień.
Tymczasem raport zdaje się traktować procedury naboru na niższe
stanowiska jako coś marginalnego, niemalże nieistotnego. Można
odnieść wrażenie, że dokonany został podział na urzędników
gorszych i lepszych, gdzie wyższe stanowiska są pierwszoplanowe
i jedyne warte uwagi, natomiast pozostałe nie mają żadnego
znaczenia.
Z raportu wynika, że ponad 90 % opinii publicznej ma zdanie
o urzędnikach i urzędach zdecydowanie negatywne. Dotyczy ono
w głównej mierze stutysięcznej armii urzędników zajmujących
niższe stanowiska. To na tych poziomach następuje bezpośredni
kontakt obywatela z urzędem. To ten szeregowy urzędnik tworzy
obraz jakości administracji, stanowi o jej rzeczywistej sprawności
oraz profesjonalizmie, a w konsekwencji o wizerunku państwa.
Luz decyzyjny, arbitralność rozstrzygnięć, szczególnie silny
opór urzędów przed ujawnianiem kwalifikacji osób prowadzi
do budowania aparatu administracyjnego o takiej jakości i
sprawności, jak to właśnie społeczeństwo ocenia. O ile skalę
nieufności wobec wyższych urzędników określa się mianem trądu
toczącego wyższe struktury administracji, o tyle obszar niższych
stanowisk nazywany jest nowotworem rozrastającym się nieprzerwanie
i bez przeszkód.
Co zniechęca nas do urzędników? Choćby nadużywanie sformułowań
dających urzędnikowi luz decyzyjny. Przykładem jest pozornie
niewinne słowo "może". Urzędnik, który zgodnie z
przepisami coś "może", staje się osobnikiem niebezpiecznym.
Granica pomiędzy uznaniem administracyjnym a dowolnością zachowań
praktycznie nie istnieje. Urzędnik, któremu przepis zezwala
na dowolność postępowania, wykorzysta tę możliwość według
swoiście pojmowanych reguł. Jeżeli na obywatela "może"
nałożyć obowiązek, to zrobi to na pewno. Jeżeli "może"
czegoś nie zrobić w interesie obywatela, zwłaszcza czegoś
nie ujawnić, to na pewno tego nie zrobi i nie ujawni.
Jeszcze gorzej, gdy przepisy czegoś w ogóle nie regulują.
Daje to swobodę każdemu urzędnikowi, bo nietrudno sobie wyobrazić,
jak wewnątrz wyglądają współzależności pozaformalne. Układy
koleżeńskie, zasada "dziś ja tobie, jutro ty mnie",
solidarność środowiskowa, długi wdzięczności i w końcu swoista
piramida strachu, która skutecznie zapobiega ewentualnemu
odruchowi przyzwoitości czy oporu. Można odnieść wrażenie,
że dla wielu urzędników podstawowy akt prawny, wyznaczający
sposób postępowania na wszystkich szczeblach w całej administracji
- kodeks postępowania administracyjnego - w ogóle nie istnieje.
A tak się składa, że ma on odpowiednie zastosowanie również
w odniesieniu do ustawy o służbie cywilnej.
Brak systemu kontroli, tak instytucjonalnej, jak i społecznej,
nad procesem obsadzania urzędniczych stołków od początku budził
zdziwienie. Kto ma w tym interes, by tysiące stanowisk tylko
pozornie obsadzane było według czystych reguł? Czyżby w tle
przewijał się swoisty handel? Politycy oddadzą wpływ na obsadę
wyższych stanowisk w służbie cywilnej, pozostawiając sobie
w zamian możliwość lokowania swoich ludzi na tysiącach stanowisk
niższych? Taka terapia korpusu służby cywilnej będzie leczeniem
trądu nowotworem.
|