Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



LECZENIE TRĄDU NOWOTWOREM

Witold Filipowicz




Jakość aparatu administracyjnego państwa jest fatalna. Wiedzą to wszyscy, którzy na codzień kontaktują się z urzędnikami. Alarmujące są wyniki sondaży opinii publicznej, liczba ujawnianych afer. Coraz wyraźniej widać, że zbliżamy się niebezpiecznie do granicy, poza którą nie ma już prawidłowego funkcjonowania demokratycznego państwa, praworządności systemu, nie mówiąc już o społeczeństwie obywatelskim.
Nadzieję na zahamowanie tych destrukcyjnych tendencji dają powstające programy walki z nieprawidłowościami. Jednym z takich programów, działających pod auspicjami Fundacji Batorego, jest program "Przeciw korupcji". W ramach tego programu powstał raport "Służba cywilna III RP: punkty krytyczne" autorstwa redaktora Krzysztofa Burnetko.

Po przeczytaniu ostatniego zdania pozostaje uczucie znacznego niedosytu oraz niepokoju, że problematyka potraktowana została w sposób fragmentaryczny. Opracowanie skupia się niemal wyłącznie na konkursowym obsadzaniu wyższych stanowisk w administracji rządowej, ukazuje jawne łamanie prawa oraz traktowanie wyższych stanowisk jako łupu politycznego Proces ten oczywiście stanowi realne zagrożenie dla struktur państwa i prowadzi do ich degeneracji.
Niepokój budzi jednak fakt rozdzielnego potraktowania dwóch ścieżek naboru do korpusu służby cywilnej, stanowiącego przecież jednolity organizm. Żaden z aktów prawnych, regulujących tę materię - Konstytucja RP oraz ustawa o służbie cywilnej - nie daje podstawy do dokonywania jakichkolwiek rozróżnień. Tymczasem raport zdaje się traktować procedury naboru na niższe stanowiska jako coś marginalnego, niemalże nieistotnego. Można odnieść wrażenie, że dokonany został podział na urzędników gorszych i lepszych, gdzie wyższe stanowiska są pierwszoplanowe i jedyne warte uwagi, natomiast pozostałe nie mają żadnego znaczenia.

Z raportu wynika, że ponad 90 % opinii publicznej ma zdanie o urzędnikach i urzędach zdecydowanie negatywne. Dotyczy ono w głównej mierze stutysięcznej armii urzędników zajmujących niższe stanowiska. To na tych poziomach następuje bezpośredni kontakt obywatela z urzędem. To ten szeregowy urzędnik tworzy obraz jakości administracji, stanowi o jej rzeczywistej sprawności oraz profesjonalizmie, a w konsekwencji o wizerunku państwa.
Luz decyzyjny, arbitralność rozstrzygnięć, szczególnie silny opór urzędów przed ujawnianiem kwalifikacji osób prowadzi do budowania aparatu administracyjnego o takiej jakości i sprawności, jak to właśnie społeczeństwo ocenia. O ile skalę nieufności wobec wyższych urzędników określa się mianem trądu toczącego wyższe struktury administracji, o tyle obszar niższych stanowisk nazywany jest nowotworem rozrastającym się nieprzerwanie i bez przeszkód.
Co zniechęca nas do urzędników? Choćby nadużywanie sformułowań dających urzędnikowi luz decyzyjny. Przykładem jest pozornie niewinne słowo "może". Urzędnik, który zgodnie z przepisami coś "może", staje się osobnikiem niebezpiecznym. Granica pomiędzy uznaniem administracyjnym a dowolnością zachowań praktycznie nie istnieje. Urzędnik, któremu przepis zezwala na dowolność postępowania, wykorzysta tę możliwość według swoiście pojmowanych reguł. Jeżeli na obywatela "może" nałożyć obowiązek, to zrobi to na pewno. Jeżeli "może" czegoś nie zrobić w interesie obywatela, zwłaszcza czegoś nie ujawnić, to na pewno tego nie zrobi i nie ujawni.

Jeszcze gorzej, gdy przepisy czegoś w ogóle nie regulują. Daje to swobodę każdemu urzędnikowi, bo nietrudno sobie wyobrazić, jak wewnątrz wyglądają współzależności pozaformalne. Układy koleżeńskie, zasada "dziś ja tobie, jutro ty mnie", solidarność środowiskowa, długi wdzięczności i w końcu swoista piramida strachu, która skutecznie zapobiega ewentualnemu odruchowi przyzwoitości czy oporu. Można odnieść wrażenie, że dla wielu urzędników podstawowy akt prawny, wyznaczający sposób postępowania na wszystkich szczeblach w całej administracji - kodeks postępowania administracyjnego - w ogóle nie istnieje. A tak się składa, że ma on odpowiednie zastosowanie również w odniesieniu do ustawy o służbie cywilnej.
Brak systemu kontroli, tak instytucjonalnej, jak i społecznej, nad procesem obsadzania urzędniczych stołków od początku budził zdziwienie. Kto ma w tym interes, by tysiące stanowisk tylko pozornie obsadzane było według czystych reguł? Czyżby w tle przewijał się swoisty handel? Politycy oddadzą wpływ na obsadę wyższych stanowisk w służbie cywilnej, pozostawiając sobie w zamian możliwość lokowania swoich ludzi na tysiącach stanowisk niższych? Taka terapia korpusu służby cywilnej będzie leczeniem trądu nowotworem.

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone