O istnieniu tego samolotu wiedziałem jedynie z filmów emitowanych
w "Discovery". An 225 "Mrija" w telewizji
wyglądał niesamowicie. Gigant łamiący prawa fizyki. Takie
coś nie może przecież latać... A jednak!
Gdy dowiedziałem się, że to stalowe monstrum wyląduje w Poznaniu,
wiedziałem, że muszę je zobaczyć. Pierwsze wrażenie jest zaskakujące.
"Przecież wcale nie jest taki duży" - pomyślałem
oglądając "Mriję" z parkingu obok lotniska. Miałem
jednak to szczęście, że wpuszczono mnie na płytę lotniska
i mogłem podejść pod sam samolot. Dopiero wtedy zrozumiałem,
że w tym przypadku nie można przesadzić. To rzeczywiście kolos.
Jakieś 100 metrów od Antonowa 225 stał Boeing 707. Wyglądał
jak karzeł, awionetka.
Antonow 225 był elementem radzieckiego programu kosmicznego.
Zaprojektowano go po to, by mógł przewozić na swoim grzbiecie
prom kosmiczny "Buran", podobnie jak jeden z specjalnie
skonstruowanych Jumbo-Jetów. O Buranie mało kto dzisiaj pamięta.
Los samolotu przypieczętował rozpad Związku Radzieckiego.
Największa latająca maszyna na świecie trafiła praktycznie
na złomowisko. Dopiero po kilku latach postanowiono ten samolot
odremontować.
Jego możliwości są oszałamiające. Może udźwignąć nawet 500
ton (co może tyle ważyć?)! Ma zasięg 16 tysięcy kilometrów,
choć z ładunkiem 200 ton zasięg trzykrotnie się kurczy. W
jego lukach zmieści się na przykład 80 samochodów osobowych.
"Mrija" oparta jest na konstrukcji "Rusłana".
Kilka różnic jest widocznych na pierwszy rzut oka. Przede
wszystkim z tyłu ma 2 stateczniki pionowe, zamiast jednego.
Powodowane jest to tym, że "Buran" przewożony na
grzbiecie samolotu zasłaniałby ustawiony tu za nim centralnie
położony statecznik. Druga różnica to silnik. An 225 ma ich
aż 6.
Samolot lata dzisiaj lata w barwach Ukrainy. Jest czarterowany
do przewożenia szczególnie dużych i ciężkich urządzeń. Do
Poznania przywiózł elementy maszyny do obróbki drewna dla
Fabryki Płyt Wiórowych Kronospan w Szczecinku. Bagaż ważył
128 ton. Jak tłumaczył mi szef ekipy technicznej z Antonowa
Igor Babenko (świetnie mówi po polsku - przez 3 lata pracował
kiedyś w Mielcu) problemem jest odpowiednie rozlokowanie bagażu
we wnętrzach samolotu. Maszyna o długości 4-5 metrów i o masie
blisko 130 ton mogłaby złamać samolot. Ciężar trzeba równomiernie
rozłożyć na całej długości samolotu. Dlatego do każdego przewozu
konstruowany jest specjalny stalowy szkielet. Stąd też przygotowania
do każdego lotu Mriji trwają co najmniej dwa tygodnie. Osobnym
problemem jest jeszcze wyładowywanie bagażu. W Poznaniu robiły
to dwa wielkie dźwigi. Trwało to ponad 5 godzin, ale jak mnie
zapewniano, wszystko poszło wyjątkowo sprawnie.
Najbardziej widowiskowy jest oczywiście start. Skrzydła Antonowa
mają rozpiętość 88 metrów (!), więc po bokach wystają daleko
poza pas startowy. Skrajne zewnętrzne silniki wisiały już
nad świeżo skoszoną trawą. Przy starcie za maszyną pojawiły
się kilkudziesięciometrowe tumany zielonych odpadków. Po odlocie
odrzutowym giganta na obsługę lotniska spadł jeszcze obowiązek
pozamiatania pasa startowego...
|