Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PIENIĄDZE I CUDA

Marek Ratajczak




Dzień dobry Państwu. Dziś będzie o tym, o co chodzi, gdy nie wiadomo o co chodzi, czyli o pieniądzach (dokładnie o ich oszczędzaniu). Będą też zagadki.
Zacznijmy od pierwszej z nich - kto to jest Robert Choma? Prawidłowa odpowiedź: prezydent Przemyśla. Jak informowały kiedyś gazety, pan prezydent zredukował swoje zarobki o 2.000 złotych. Od prezydenta nie chcieli być gorsi radni tego miasta. W tym roku pozbawili się prawa do bezpłatnej jazdy autobusami komunikacji miejskiej. Trzeba bowiem wiedzieć, że wszyscy radni mają takie uprawnienie. Chwaccy przedstawiciele przemyślan dokonali tego, by zmniejszyć deficyt budżetowy zaplanowany na 2003 rok i wesprzeć działania oszczędnościowe prezydenta. Miasto w ciągu roku ma zaoszczędzić na przejazdach radnych kilka tysięcy złotych.

Z Galicji przenieśmy się do przepięknej Wielkopolski, do Obrzycka. Jedna z gazet doniosła swego czasu, że radni obrzyccy zaakceptowali obniżenie wynagrodzenia burmistrza o połowę (z 4500 zł "zjechał" do kwoty 2515 zł, i jak podkreśla, sam o to wnioskował). Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe.
Ciągle jesteśmy w Obrzycku. Osoby o słabych nerwach proszę o nie czytanie kolejnego fragmentu tekstu. Rajcowie z Obrzycka obniżyli swe diety do... 1 zł (słownie: jednego złotego). Biorą złotówkę za udział w posiedzeniu rady i złotówkę za nasiadówkę "na komisji". Oszczędności mają podobno sięgnąć 45.000 zł i pójść na potrzeby miasta. Wielkopolscy radni wzięli przykład z kolegów ze Świdwina (woj. zachodniopomorskie), którzy podobną decyzję (dieta = 1 złoty) podjęli w listopadzie ubiegłego roku.

Czas na drugą zagadkę: po co to napisałem? O cudach w ramach polskiej władzy publicznej należy głosić. Cuda te należy wskazywać niczym tęczę na burym niebie. Zwłaszcza, gdy tyczą samorządu, jak było w opisanych przypadkach. Ja niczego nie sugeruję lokalnym rajcom. Za ciężką harówę, jaką odwalają, i uchwały stanowione w pocie czoła należy im się zasłużona kasa. Zwłaszcza, że co 4 lata muszą się sporo namęczyć, aby utrzymywać stałą więź z mieszkańcami i kierować się dobrem wspólnoty samorządowej (to z mojej ulubionej ustawy o samorządzie gminnym). Na przykład nie lada trudu wymagało od niektórych radnych jednoczesne słuchanie wystąpień kolegów i odpakowywanie z szeleszczącego celofanu słodyczy, a potem ich pożeranie. Albo brawurowe odpytywanie przedstawicielki prokuratury w sprawie, czy pędzenie bimbru jest przestępstwem. To tylko przykładowe obrazki z prac minionej kadencji, zarejestrowane przez usłużne wiewiórki.
Istnieje jeden znany mi i udokumentowany przypadek radnej, która wyszła przed szereg i śmiała potraktować inaczej (czytaj: poważnie) wyborców: napisała w punktach, co zrobiła i poszła z tym do ludzi. I tu szok - ludzie to kupili. Przemówił konkret, a nie cudne uśmiechy, śliczne wdzianka i banalne hasła. To musiało wzbudzić szacunek i dać miejsce w ławach nowej rady.

Jest jeszcze zagadka trzecia: czy wspomniany cud jest tylko lokalną ciekawostką, która nie rozpłynie się po naszym dostatnim kraju, gdzie nawet normy biokomponentów ładowanych do paliwa są największe w Europie? Darz Bór!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone