Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



CZARY-MARY

Lucjan Bilski



 


Przesyt - to jedno słowo ciśnie mi się na usta po obejrzeniu filmu "Matrix - Reaktywacja". Czekałem długie cztery lata, by zobaczyć, jak Neo, Morfeusz i Trinity niszczą System i jego sługusów. Wybrałem się na wizualną ucztę, na której sadystyczni kelnerzy siłą wepchnęli mi do przełyku więcej żarcia niż mogłem zjeść.
Bracia Wachowscy z pewnością zdawali sobie sprawę, że trudno będzie przeskoczyć samych siebie. Jednak za wszelką cenę chcieli widza oszołomić. No i przedobrzyli. W drugim "Matriksie" wszystkiego jest za dużo. Za dużo bohaterów, scen walki, efektów specjalnych, no i zdecydowanie za dużo pseudo-filozofii. W ostatniej twierdzy ludzkości, Zionie (wcześniej tłumaczono to jako Syjon), króluje jakaś dziwna religia, przywódcy wypowiadają z namaszczeniem pompatyczne sentencje, a główny bohater rośnie nam na, nie przymierzając, Mesjasza. Tymczasem w Matriksie panoszą się Agenci (teraz bardziej umięśnieni), zbuntowane programy (sic!) i jakieś duchy. Bałagan i czary-mary.

Słówko o układach choreograficznych walk wręcz. Powiadam wam, sam Jackie Chan by się nie powstydził. Wszystko jest takie szybkie, takie perfekcyjne i tak skomplikowane, że moje oko wkrótce przestało nadążać za wymianami ciosów. Po prostu czekałem aż ci Dobrzy położą trupem tych Złych. Co oczywiście następowało. W odróżnieniu od pierwszego "Matriksa" tym razem w ruch idą miecze, trójzęby, staroświeckie brzytwy i zwykłe metalowe rury. Ale nie brakuje i bijatyk na gołe pięści i obute stopy.
Keanu Reeves gra inaczej niż w pierwszym filmie, no ale w końcu jego Neo nie jest już żółtodziobem, tylko doświadczonym matrikso-łamaczem. Laurence Fishburn jakby trochę przytył, za to Carrie-Anne Moss wygląda tak, że z miejsca się w niej zakochałem (zwróćcie uwagę na jej smutne oczy!). W jednym z epizodów pojawia się Monica Bellucci. Po co - nie wiem. Jej rola niczego na razie nie wniosła. Mam nadzieję, że to się wyjaśni w trzecim "Matriksie", który nawiasem mówiąc zobaczymy już w listopadzie. A propos: rozumiem, że Wachowscy wymyślili sobie trylogię, ale nie lubię, kiedy w kinie reżyszerzy stosują serialowy chwyt pod tytułem "ciąg dalszy nastąpi".

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone