Nareszcie! Czekałem długi rok, aż wreszcie nadszedł ten dzień.
Z wypiekami na twarzy pognałem do kina na drugą część "Władcy
Pierścieni". I co? I jest podobnie, jak przed rokiem.
Aktorstwo w "Dwóch wieżach" jest poprawne,
scenariusz spójny, plenery cudowne, charakteryzacja więcej
niż udana. czyli pozytywnie, choć jednak bez emocji. Przegadane
dwie pierwsze godziny rekompensuje rozbuchana wizualnie ostatnia,
trzecia.
Jeśli chodzi o efekty specjalne, "Dwie wieże" biją
na głowę wszystko, co dotąd widzieliśmy w kinie. Sceny bitewne
w Helmowym Jarze są zrealizowane z niespotykanym rozmachem
- główna w tym zasługa komputerów. Już okrzyknięto je najbardziej
widowiskowymi, lepszymi od tych z "Ataku klonów"
i "Szeregowca Ryana". Ale to wszystko pryszcz. Największym
"technicznym" atutem "Dwóch wież" jest
postać Golluma - wykreowana cyfrowo, ale w oparciu o grę żywego
aktora, Andy'ego Serkinsa. Jego ruchy rejestrowały czujniki
specjalnego skafandra, potem "obrabiał" je komputer.
Rezultat jest tak doskonały, że pojawiła się propozycja, by
dać Gollumowi Oscara za rolę drugoplanową!
Istnieje teoria, że Tolkien pisał "Władcę Pierścieni"
pod silnym wpływem wydarzeń z obu wojen światowych. Wielu
badaczy jego twórczości dopatruje się w książce dosłownych
odniesień do rzeczywistości. Faktycznie: eksodus mieszkańców
Rohanu, posyłanie w bój starców i młodych chłopców, sojusze
rodzące się przeciwko potędze Zła - to wszystko przywodzi
na myśl drugą wojnę światową. Skojarzenia nie są na szczęście
zbyt nachalne, reżyser nie upichcił antywojennego moralitetu.
Ale to wojna jest głównym bohaterem tej historii. Wojna totalna
- rozpętana, by zniszczyć nie tylko wrogie wojska, ale całe
kraje, wraz z Bogu ducha winnymi mieszkańcami.
Ortodoksyjni fani na pewno się obrażą. Film nie trzyma się
wiernie treści książki. W bitwie o Helmowy Jar pojawiają się
na przykład zastępy elfów przysłane na odsiecz z Rivendell.
Nie ma za to spotkania hobbitów z Szelobą (a przecież wieńczyło
ono drugi tom "Władcy Pierścieni"). Przyczepić się
można do wielu spraw, ale czy jest to aż tak istotne? Peter
Jackson wprowadził pewne zmiany, ale chyba wyszły one filmowi
na dobre. Ogląda się go dobrze, a trzy godziny mijają niepostrzeżenie.
Szkoda, że na trzecią część znów muszę czekać cały rok...
|