Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



RZUĆCIE GROSIK ALBO DWA...

Hania Grajner




Chciałabym poruszyć, może drażliwą nieco, kwestię popularnego zbierania pieniędzy na ulicy. I nie o samo żebranie bynajmniej mi chodzi (bo to już inna sprawa), lecz o tych wszystkich nagabywaczo-naciągaczy, sprzedających krzyżówki / maskotki / kolorowanki (niepotrzebne skreślić) i Bóg wie, co jeszcze, by pomagać chorym dzieciom. Rozumiem, że to szczytny cel i sama, gdy tylko mogę, wspieram różne fundacje i organizacje, takie jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Czerwony Krzyż, Pajacyk itd. Wiem przynajmniej, że to nie żadne podejrzane instytucje, i że pieniądze z całą pewnością trafią do dzieci, a nie kieszeni "zbieracza". Ale krew mnie zalewa, kiedy widzę stojącego na rogu ulicy młodego, silnego mężczyznę, dzierżącego w łapie puszkę i machającego mi przed nosem jakąś plakietką, z której i tak nie mogę nic odczytać, bo to małe i niewyraźne. Zająłby się taki porządną pracą, a nie sterczeniem i wyłudzaniem.
Gdy tylko widzę podobnych facetów (średnio nawet trzy razy w tygodniu) staram się omijać ich jak najszerszym łukiem. Byle tylko nie musieć wysłuchiwać, jaka to piękna jestem i czy nie chciałabym ich wspomóc, kupując zachwalany przez nich towar. Czasem się na takiego przypadkowo napatoczę, wtedy już stanowczo mówię: "Nie, dziękuję" i idę dalej, starając się nie słyszeć dobiegających za mną okrzyków: "A może jednak?!".

O ile jestem jeszcze w stanie znieść owych "komplemenciarzy" poprzez ignorowanie tego specyficznego gatunku, to już zupełnie nie znoszę natręctwa i chamstwa. Byłam niedawno z koleżanką w Krakowie. Spacerowałyśmy po rynku, kiedy w pewnej chwili podszedł do nas niewiele starszy chłopak, rzucając hasło: "Ej, młode, zbieram...". Nie dosłyszałam reszty, bo od razu skoczyło mi ciśnienie. Starając się opanować, powiedziałam: "Nie mamy pieniędzy", co akurat było prawdą, bo odwiedziłyśmy przedtem kawiarnię. Bezczelny naciągacz odezwał się w bardzo niekulturalny sposób: "Nie kłamcie! Na pewno macie w p***u kasy". Chwileczkę! Po pierwsze, co mu do zawartości mojego portfela? Po drugie to ja jestem ofiarodawcą i z odruchu serca oraz własnej, dobrej, NIEPRZYMUSZONEJ (sic!) woli wspomagam innych. Zdenerwowałam się, odburknęłam w zamian mniej obraźliwe "Spadaj" i poszłam. Ciekawe, czy facet cokolwiek zebrał, jeśli do każdego przechodnia odzywał się w podobny sposób.
Po tej historii obiecałam sobie nie rzucić już ani grosza pojedynczym naciągaczom, a pieniądze wpłacać jedynie na konta organizacji. W końcu to one są instytucjami charytatywnymi, nie ja, która - wrzucając pieniądze komu popadnie - wkrótce zbankrutowałabym. Tak więc facetów z puszkami nadal omijam z daleka. Teraz jeszcze szerszym łukiem.

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone