Wielbiciele filmów Machulskiego doskonale znają ten cytat
z drugiego "Vabanku", dotyczący Szwajcarii i Zurychu.
W Szwajcarii byłem (choć krótko i właściwie przejazdem), ale
nie zauważyłem różnicy w jakości powietrza. Być może w tym
alpejskim kraju lżej się oddycha przedsiębiorcom, których
nie gnębią wysokie podatki. Ja pojawiłem się tam w celach
turystycznych, nie biznesowych.
Jednym z etapów podróży mojej i żony był Zurych. To miasto
duże i bogate. Ale nie różni się niczym specjalnym od przeciętnego
europejskiego miasta. Nie ma tu oszałamiających zabytków ani
szczególnie ciekawej architektury. Przypuszczam nawet, że
i banków nie ma więcej niż, dajmy na to, w Warszawie - różnica
może być tylko w zawartości ich skarbców. A jednak Zurych
zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Jest po prostu ładny. Nie
lubię tego określenia, ale w tym przypadku pasuje jak ulał.
Szwajcarię ze wszystkich stron otaczają potężne masywy górskie,
przecinają ją wszerz i wzdłuż. Do morza daleko, płaskich terenów
niewiele. Kogo męczą górskie krajobrazy, powinien trzymać
się od Szwajcarii z dala. To tylko pozory! Wystarczy pojechać
w okolice któregoś ze sporych jezior - Genewskiego, Bodeńskiego,
albo Zurychskiego. Kiedy się człowiek zanurzy w wodzie, od
razu zapomina, że jest w samym środku Alp.
Zurych leży właśnie nad jeziorem Zurychskim. Najlepiej poruszać
się po nim na rowerze - no, chyba że lubicie nowoczesne tramwaje.
Wypływająca z jeziora rzeka Limmat dzieli miasto na dwie części.
Na moje oko na prawym brzegu jest więcej do zwiedzania. Tu
jest właśnie większość ważniejszych zabytków. Piękny jest
np. kościół Fraumünster, albo katedra (na zdjęciu na górze).
Po lewej stronie Limmatu też jest ładnie, zwłaszcza kiedy
się człowiek zapuści w labirynt wąskich uliczek, niespodziewanie
skręcających, rozgałęziających się, albo kończących stromymi
schodami. Podobały się nam też fontanny, których Zurych ma
1030. Mieszkańcy twierdzą, że w każdej jest woda zdatna do
picia! Jakoś nie próbowaliśmy...
Kiedy tak sobie spacerowaliśmy po Zurychu, zaciekawił
nas niecodzienny wygląd miejskich ławek. Niektóre były pomalowane
w jakieś fantazyjne wzory, niektóre wyglądały jak oklejone
gazetami (to też malunek!), inne znowu przedstawiały siedzące
na nich postaci. Każda ławka była inna, każda ciekawa. Był
to tzw. Bankart - eksperyment władz miasta. Kilkaset ławek
wykonano i poustawiano wiosną 2001 roku (my trafiliśmy do
Zurychu w sierpniu). Miały po prostu ozdobić centrum miasta
i stać się jeszcze jedną atrakcją - nie tylko dla turystów,
ale i dla samych mieszkańców. Ławki przygotowało ponad tysiąc
artystów. Każda miała swojego sponsora. W październiku 2001
roku zabrano je z ulic i sprzedano na aukcji internetowej,
ale o tym dowiedziałem się dopiero niedawno.
Symbolami Szwajcarii są zegary, sery i czekolada. Czekoladę
szwajcarską to ja sobie mogę kupić w Polsce, w sklepie za
rogiem. Za wymyślnymi serami jakoś nie przepadam. Jeśli zaś
chodzi o zegary, to widziałem w Zurychu tylko dwa - jeden
na dworcu kolejowym, a drugi na wieżyczce jednej z kamienic.
Oczywiście oba chodziły i były dokładne, ale to już rozumie
się samo przez się.
|