Człowiek chciałby czasem zamyślić się, podumać, zastanowić
przez chwilę nad Złem i Dobrem. Krótko mówiąc - pofilozofować.
Przecież nie będzie tego robił siedząc na sedesie. Kuli się
więc na kanapie. Jeśli jest to kanapa w przeciętnym polskim
mieszkaniu, to na pewno naprzeciwko stoi telewizor. A jak
telewizor, to wiadomo - trzeba włączyć. A tam albo martyrologia,
albo głupawe teleturnieje. No, czasem dadzą komedię. Bo przecież
ludzie chcą się śmiać.
Pamiętam jak kiedyś w wypożyczalni kaset wideo poprosiłem
o "Casablankę". Pani za ladą zapytała: "To
wojenny, czy sensacyjny"? Niby w porządku - trochę wojenny,
trochę sensacyjny, nawet trochę (bardzo) miłosny, ale... Zajrzałem
do katalogu, i znalazłem tam zabójcze pająki, krew na ulicach,
prawnuka Frankensteina, mutanty, zboczeńców i nawet jednego
prywatnego detektywa, za to w sutannie. Gdyby te sto kilka
lat temu bracia Lumiere mogli przewidzieć przyszłość kina,
zajęliby się pewnie czymś innym, na przykład uprawą pomidorów.
"Na szczęście jest telewizja" - pomyślałem, i wróciłem
do domu.
Wieczorem wyłączyli prąd. Jakaś poważna awaria, w dodatku
w całej dzielnicy. Zapadły ciemności, ucichło radio, wyłączyła
się lodówka. Próbowałem sobie wyobrazić, co by było, gdyby
tak wyłączono prąd w całym mieście. Na kilka dni. Gwałtownie
wzrosłaby przestępczość, później także przyrost naturalny
(he, he). Ale nie to byłoby najgorsze. Uczucia bezradności,
zagubienia i samotności tysięcy ludzi, którzy nie mogliby
oglądać telewizji, nie dałoby się z niczym porównać. Rytm
codzienności, kształtowany od lat pstryknięciem pilota, zostałby
nagle zachwiany. Samobójców byłoby pewnie więcej niż w Stanach
Zjednoczonych w pamiętnym 1929 roku. A jednak wieszcz wywróżył:
"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie"...
Potem prąd włączyli. Tysiące ludzi z westchnieniem ulgi zacisnęło
dłonie na pilotach. Świat został uratowany. Znów mogliśmy
radować oczy widokiem palmowych plaż, tłumu na ulicach Los
Angeles, albo umięśnionych supermenów i ich platynowłosych
kochanek. Jakiż to wspaniały wynalazek, ta nasza kochana telewizja!
Tylko jedno nie daje mi spokoju. Skąd się bierze tylu frustratów,
co to wstają z fotela, wychodzą na ulicę, snują się po mieście
i z nudów robią głupstwa? Vanitas vanitatum. A może przesadzam,
może nie jest tak źle? Może to opatrzność puszcza do nas...
oko?
|