Jak
daleko sięga władza rodzicielska? Co złego jest w tym, że
dziecko ma mamę i tatę? Te pytania przychodzą do głowy po
kolejnych pomysłach lobby homoseksualnego.
W Holandii po raz pierwszy w amsterdamskiej paradzie równości
będą mogły brać udział dzieci. Zakres swobody obyczajowej
systematycznie się więc poszerza. Wprawdzie konieczna będzie
zgoda rodziców, ale za rok - kto wie? Może dwunastolatek,
który odkrył w sobie "tożsamość homoseksualną" będzie
mógł manifestować swoją orientację seksualną wbrew woli rodziców.
Nie będą chcieli się zgodzić? To się ich zadenuncjuje! Zupełnie
jak Pawlik Morozow. Donos - i rodzice do pudła! Lepiej nie
myśleć o tym, kto się wówczas zaopiekuje dzieckiem. Z pewnością
znajdzie się homoseksualna para do adopcji, która z chęcią
będzie pielęgnowała tożsamość dziecka.
Ale nie tylko Holandia jest w awangardzie postępu. W Szkocji
w trosce o wrażliwość dzieci wychowywanych przez pary homoseksualne
wprowadza się zakaz używania słów "mama" i "tata".
Wprawdzie na razie jest to wyłącznie zalecenie i dotyczy tylko
placówek medycznych, ale postępowcy nie byliby sobą, gdyby
nie walczyli o sformalizowanie i rozszerzenie takich regulacji.
Zamiast "tata" trzeba mówić "opiekun",
"strażnik". Wydaje się niepojęte, ale to się właśnie
dzieje. Zatem pozwolę sobie pofolgować wyobraźni. Jeśli wszystko
pójdzie po myśli heterofobów, to ze szkolnych elementarzy
znikną wkrótce sformułowania o rodzicach. Jako modelowe rodziny
(?!) będą prezentowane pary dwóch mężczyzn, bądź kobiet, w
drukach urzędowych zamiast sformułowań "imię matki"
będzie "imię opiekunki/a", prawnie zakazane będzie
obchodzenie Dnia Matki, bo nie dość, że to przejaw seksizmu,
to jeszcze może kogoś urazić. Zamiast tego obchodzone będzie
święto Gay Pride Day. Będzie to oczywiście dzień wolny od
zajęć w szkołach, przecież homoseksualne dzieci nie mogą być
dyskryminowane i muszą mieć możliwość uczestnictwa w marszu
homoseksualistów. Reszta kolegów i koleżanek w "marszu
równości" będzie musiała uczestniczyć obowiązkowo, w
ramach lekcji tolerancji.
Brrr... Wystarczy. Niestety nie ma się tu z czego śmiać. Paradoks
wspomnianych pomysłów, po raz kolejny zresztą, polega na tym,
że pod pretekstem tolerancji otwiera się drogę do dyskryminacji.
Trudno nie nazwać szykaną zalecenia unikania terminów "mama"
i "tata". Gdyby mnie to dotknęło czułbym się dyskryminowany
ze względu na... normalność.
|