Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



DYMEK NA CENZUROWANYM

Darek Supieda



 


Biedni palacze. Tak sobie pomyślałem na wieść o tym, że Komisja Europejska przymierza się do wprowadzenia całkowitego zakazu palenia w miejscach pracy i w lokalach gastronomicznych. Wprawdzie szacowne grono europejskich jajogłowych na razie tylko "apeluje", by wzorem Irlandii i Szkocji przyjąć takie rozwiązania, ale kierunek zmian został wytyczony.

Kolej rzeczy jest taka, że trochę pomęczą temat, aż w końcu zarządzą wszystko dokładnie tak jak chcą. Choć nie palę strasznie się przeciwko temu początkowo buntowałem. Czy to już nie jest lekka przesada? Polityczna poprawność przyćmiła urzędasom i politykom zdolność trzeźwego spojrzenia na sprawę. Miejsce pracy - to rozumiem. Ale dlaczego nie można palić w knajpach? Jeśli dalej tak pójdzie, to w imię solidarności z naszymi "braćmi mniejszymi" niedługo w restauracjach nie będzie można jeść mięsa.
Teraz jednak optyka mi się trochę zmieniła. Codziennie rano kupuję gazetę w kiosku pod blokiem. Sprzedawczyni pali w swoim miejscu pracy, to znaczy w zielonkawej zatęchłej budzie. Mam brzydki zwyczaj czytania przy śniadaniu albo porannej kawie, i szczerze mówiąc za każdym razem rzygać mi się chce. Papier cuchnie co najmniej tak bardzo jak zużyta "taśma życia". Kiedyś w tym kiosku zupełnie bez namysłu kupiłem sobie batonika. Papierek śmierdział niemiłosiernie, przypominając mi przy każdym kęsie o pożółkłych palcach i zdartym lakierze na paznokciach kioskarki. Ostatnio jednak przeżyłem już prawdziwy szok. Sprzedawca bezczelnie palił papierosa w sklepie spożywczym! Ku przestrodze: działo się to w sklepie przy ulicy Chociszewskiego w Poznaniu, tuż za skrzyżowaniem z ulicą Szymborską, w stronę Reymonta. Facet przypuszczalnie jest właścicielem tego żałosnego przybytku. Stał za lodówką z serami i najnormalniej w świecie jarał szluga! Z kimś na takim poziomie nie było sensu nawet rozpoczynać dyskusji. Po prostu dałem nogę.
Prymitywów trzeba cywilizować na siłę. Jeśli nie mają dość kultury, by samemu dojść do wniosku, że tego się nie robi, to może przestaną ze strachu przed mandatami. Dlatego mimo wszystko podpisuję się pod propozycją całkowitego zakazu palenia w miejscach pracy. Niegdyś na potęgę w tramwajach i autobusach palili motorniczowie i kierowcy. Dziś, dzięki Bogu, jest to nie do pomyślenia. Początkowo opór tego towarzystwa był silny. Jednak rozsądni ludzie donosili do przełożonych - wystarczy przecież spisać numer boczny pojazdu. Z hołotą inaczej nie można!
W krucjacie przeciwko palaczom zdarzają się jednak mimo wszystko kompletne nieporozumienia. Komendant główny policji w Warszawie ufundował nagrody dla policjantów, którzy rzucą palenie. Jeden mundurowy pojedzie nawet na tygodniową wycieczkę do Rzymu. Kilka razy miałem wątpliwą przyjemność przebywania w komendach policji i pamiętam, że są to śmierdzące nory przenoszące człowieka automatycznie 30 lat w przeszłość. Za smród odpowiadają sami policjanci. Nie rozumiem tylko, dlaczego pozwala się im palić w tych miejscach. Jest na to tylko jedna metoda: palisz przy biurku? do widzenia, szukaj sobie innej pracy. Nie rozumiem, po co szukać "pozytywnej" motywacji dla palaczy. Z nimi niestety trzeba tylko walczyć. Nie rozumiem rozczulania się nad nałogowcami. Nie rozumiem, dlaczego konsekwencje ich słabości mają dotykać również innych ludzi, którzy nieustannie są zmuszani do wdychania śmierdzącego dymu. Zakazy są niestety konieczne, tak samo zresztą jak obciążanie każdej paczki papierosów podatkiem na leczenie palaczy. Raka płuc niech leczą ze swojej, a nie mojej składki.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone