Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ODSZEDŁ KTOŚ WYJĄTKOWY...

Paweł Oses



 


Zmarł Michael Brecker. W prasie "wysokiej" ukazały się krótkie notki. Z reguły były bardzo podobne do siebie: "styl Coltrane'a", wielki sukces w latach 80., współpraca z bratem... Wszystko to pewnie prawda, ale odnotowuje odejście tylko kogoś bardzo odległego.

Tymczasem Michael Becker dla dziesiątków tysięcy fanów na całym świecie był kimś bardzo bliskim. Swoją grą na saksofonie potrafił tak pięknie i tak wiele opowiadać.
Dla mnie były to często opowieści zbyt trudne, zbyt wymagające, może czasami zbyt poważne. Ale Michael Brecker lubił też zgrywy. I ja właśnie za to go uwielbiam. Jego nagranie po raz pierwszy usłyszałem jakieś niecałe 15 lat temu. "Return of the Brecker Brothers" było jedną z pierwszych płyt jakie kupiłem w życiu. Zrobiłem to zapewne pod wpływem jakiejś recenzji w gazecie, a może podpowiedzi któregoś ze znajomych. Jeszcze nie rozumiałem co znaczyła nazwa Brecker Brothers ani skąd w tytule "powrót". Cieszyły mnie takie utwory jak "King of the Lobby", czy "Big Idea" . To były kawałki, które z powodzeniem można było puścić choćby na potańcówce, ale z jaką nobilitacją - to przecież JAZZ. Ciągle nie pojmuję jak to możliwe, że tak przystępna w gruncie rzeczy muzyka jest jednocześnie traktowana tak wyniośle, by nie powiedzieć elitarnie. Toż to właściwie nic więcej jak tylko radosna zabawa dwóch braci, którzy z przeplatanek solówek na saksofonie i trąbce okraszonych wyrazistym rytmem i funkowym aranżem uczynili swój znak firmowy. W notkach biograficznych można jednak znaleźć tylko encyklopedyczne zdania o stylu contemporary jazz, albo fusion. Tylko kto po takich stwierdzeniach zrozumie o co chodzi, by nie zadać pytania - kto sięgnie po płytę?
Gdy po dwóch latach ukazała się "Out of the Loop" pieniądze na krążek wydałem bez namysłu. Znowu znalazłem to na co czekałem. "Scrunch", "When It Was" - to była prawie dyskoteka, ale jaka! Zaaranżowanie jednego z utworów bracia powierzyli mało znanemu wówczas trębaczowi Chrisowi Botti'emu.
W późniejszych latach bracia jakoś nie zeszli się razem. Owszem pogrywali czasem wspólnie u innych muzyków, czasem wspomagali się na własnych płytach, nigdy nie wrócili jednak do szyldu "Brecker Brothers". Dlatego szukałem wcześniejszych dokonań. Najpierw "Back to Back" z 1976 roku. To był szok! Szczyty funkowego szaleństwa, przy których "Gorączka sobotniej nocy" to kołysanka dla grzecznych skautów. Czysty obłęd trwający niemal 50 minut, z paroma tylko momentami na odsapnięcie. I do tego nazwiska, które tak jak Breckerowie mają zapewnione miejsce w encyklopediach jazzu: Dave (!) Sanborn, Will Lee, Steve Gadd, Patti Austin czy Luther Vandross. Po tych nagraniach byłem pewien, że ostrzej się już nie da. Myliłem się. W 1978 ukazała się płyta pod tłumaczącym nieco klimat tytułem "Heavy Metal Be-Bop". Było na niej mniej kawałków nadających się na imprezę, z tej prostej przyczyny, że to nagranie koncertowe. Ale i tu pojawiają się klimaty, które wprawiają w osłupienie. "Some Skunk Funk" to wariactwo w tempie serii z automatu. Treścią siedmiominutowego utworu jest przede wszystkim szaleńcza solówka Michaela, i oczywiście Randy'ego. To właśnie z tych zbzikowanych kawałków brała się sława Brecker Brothers. Gdy bracia na początku XXI wieku ponownie wystąpili razem na koncercie, na warsztat wzięli właśnie utwory sprzed 25 lat. Płyta z koncertu, która ukazała się w 2003 roku, nie była już sygnowana nazwą "Brecker Brothers", tak jakby ten etap był zakończony raz na zawsze.
Oczywiście Brecker Brothers to tylko jeden z licznych tropów zmierzających ku poznaniu Michaela Breckera. Dla mnie najbliższy. Miłośnicy Pata Metheny'ego nie zapomną Michaela dzięki jego cudownej grze na płycie "Tales From The Hudson", fani Dire Straits zawsze będą pamiętać jego wspaniałe solo w "Your Latest Trick". O swoim uwielbieniu dla gry Breckera mogą opowiadać fani Johna Lennona, Erica Claptona, Steps Ahead... W ten sposób można by wymieniać dziesiątki nazwisk i zespołów. Wszak zmarły w styczniu artysta należał do najpopularniejszych saksofonistów sesyjnych. Dla tych wszystkich muzyków i ich słuchaczy Michael Brecker był kimś absolutnie wyjątkowym. Odszedł wspaniały i niezastąpiony artysta.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone