Zmarł
Michael Brecker. W prasie "wysokiej" ukazały się
krótkie notki. Z reguły były bardzo podobne do siebie: "styl
Coltrane'a", wielki sukces w latach 80., współpraca z
bratem... Wszystko to pewnie prawda, ale odnotowuje odejście
tylko kogoś bardzo odległego.
Tymczasem Michael Becker dla dziesiątków tysięcy fanów na
całym świecie był kimś bardzo bliskim. Swoją grą na saksofonie
potrafił tak pięknie i tak wiele opowiadać.
Dla mnie były to często opowieści zbyt trudne, zbyt wymagające,
może czasami zbyt poważne. Ale Michael Brecker lubił też zgrywy.
I ja właśnie za to go uwielbiam. Jego nagranie po raz pierwszy
usłyszałem jakieś niecałe 15 lat temu. "Return of the
Brecker Brothers" było jedną z pierwszych płyt jakie
kupiłem w życiu. Zrobiłem to zapewne pod wpływem jakiejś recenzji
w gazecie, a może podpowiedzi któregoś ze znajomych. Jeszcze
nie rozumiałem co znaczyła nazwa Brecker Brothers ani skąd
w tytule "powrót". Cieszyły mnie takie utwory jak
"King of the Lobby", czy "Big Idea" .
To były kawałki, które z powodzeniem można było puścić choćby
na potańcówce, ale z jaką nobilitacją - to przecież JAZZ.
Ciągle nie pojmuję jak to możliwe, że tak przystępna w gruncie
rzeczy muzyka jest jednocześnie traktowana tak wyniośle, by
nie powiedzieć elitarnie. Toż to właściwie nic więcej jak
tylko radosna zabawa dwóch braci, którzy z przeplatanek solówek
na saksofonie i trąbce okraszonych wyrazistym rytmem i funkowym
aranżem uczynili swój znak firmowy. W notkach biograficznych
można jednak znaleźć tylko encyklopedyczne zdania o stylu
contemporary jazz, albo fusion. Tylko kto po takich stwierdzeniach
zrozumie o co chodzi, by nie zadać pytania - kto sięgnie po
płytę?
Gdy po dwóch latach ukazała się "Out of the Loop"
pieniądze na krążek wydałem bez namysłu. Znowu znalazłem to
na co czekałem. "Scrunch", "When It Was"
- to była prawie dyskoteka, ale jaka! Zaaranżowanie jednego
z utworów bracia powierzyli mało znanemu wówczas trębaczowi
Chrisowi Botti'emu.
W późniejszych latach bracia jakoś nie zeszli się razem. Owszem
pogrywali czasem wspólnie u innych muzyków, czasem wspomagali
się na własnych płytach, nigdy nie wrócili jednak do szyldu
"Brecker Brothers". Dlatego szukałem wcześniejszych
dokonań. Najpierw "Back to Back" z 1976 roku. To
był szok! Szczyty funkowego szaleństwa, przy których "Gorączka
sobotniej nocy" to kołysanka dla grzecznych skautów.
Czysty obłęd trwający niemal 50 minut, z paroma tylko momentami
na odsapnięcie. I do tego nazwiska, które tak jak Breckerowie
mają zapewnione miejsce w encyklopediach jazzu: Dave (!) Sanborn,
Will Lee, Steve Gadd, Patti Austin czy Luther Vandross. Po
tych nagraniach byłem pewien, że ostrzej się już nie da. Myliłem
się. W 1978 ukazała się płyta pod tłumaczącym nieco klimat
tytułem "Heavy Metal Be-Bop". Było na niej mniej
kawałków nadających się na imprezę, z tej prostej przyczyny,
że to nagranie koncertowe. Ale i tu pojawiają się klimaty,
które wprawiają w osłupienie. "Some Skunk Funk"
to wariactwo w tempie serii z automatu. Treścią siedmiominutowego
utworu jest przede wszystkim szaleńcza solówka Michaela, i
oczywiście Randy'ego. To właśnie z tych zbzikowanych kawałków
brała się sława Brecker Brothers. Gdy bracia na początku XXI
wieku ponownie wystąpili razem na koncercie, na warsztat wzięli
właśnie utwory sprzed 25 lat. Płyta z koncertu, która ukazała
się w 2003 roku, nie była już sygnowana nazwą "Brecker
Brothers", tak jakby ten etap był zakończony raz na zawsze.
Oczywiście Brecker Brothers to tylko jeden z licznych tropów
zmierzających ku poznaniu Michaela Breckera. Dla mnie najbliższy.
Miłośnicy Pata Metheny'ego nie zapomną Michaela dzięki jego
cudownej grze na płycie "Tales From The Hudson",
fani Dire Straits zawsze będą pamiętać jego wspaniałe solo
w "Your Latest Trick". O swoim uwielbieniu dla gry
Breckera mogą opowiadać fani Johna Lennona, Erica Claptona,
Steps Ahead... W ten sposób można by wymieniać dziesiątki
nazwisk i zespołów. Wszak zmarły w styczniu artysta należał
do najpopularniejszych saksofonistów sesyjnych. Dla tych wszystkich
muzyków i ich słuchaczy Michael Brecker był kimś absolutnie
wyjątkowym. Odszedł wspaniały i niezastąpiony artysta.
|