Z
początku nie bardzo wiedziałem o co chodzi - czy to granie
na serio, czy tylko niby-kabaretowa zgrywa. Strona internetowa
zespołu The Kremlinaires wskazuje raczej na to drugie. Ale
muzyka nie pozostawia wątpliwości. To swing bez żadnej ściemy.
"The Kremlinaires to światowi liderzy radzieckiego swingu
i bolszewickiego boogie!" - głosi napis na witrynie zespołu.
Poniżej zaś możemy przeczytać ostrzeżenie: "Czy jesteś
lub kiedykolwiek byłeś członkiem partii komunistycznej lub
jakiejkolwiek innej nielegalnej organizacji powołanej do zniszczenia
kapitalizmu, demokracji i moreski [rodzaj tańca ludowego -
przyp. autor]? Jeśli nie, natychmiast opuść tę stronę! Bo
kiedy przyjdzie rewolucja, usłyszysz pukanie do drzwi o trzeciej
nad ranem i dostaniesz bilet w jedną stronę na Syberię! Miłego
dnia, towarzyszu"! Niezłe, prawda?
Oficjalna historia zespołu również wprawia w pewne zakłopotanie.
Otóż, jeśli wierzyć doniesieniom ze strony www.kremlinaires.com,
w 2002 roku historycy brytyjscy odnaleźli dokumenty potwierdzające,
że w latach 40-tych ubiegłego wieku Związek Radziecki szkolił
agentów o dość niezwykłej specjalności. Jak wiadomo Stalin
nakazał bezpardonową propagandę szkalującą byłych sojuszników
z Zachodu. Wielki wódz uświadomił sobie jednak, że przynajmniej
na jednym polu Amerykanie osiągnęli przewagę w walce o umysły
i serca proletariatu. Tą skuteczną bronią wstrętnych kapitalistów
był mianowicie... jazz! Dzięki odkryciu historyków, opublikowanym
w Guardianie, wyszły na jaw tajne przygotowania Kremla do
wyszkolenia elity radzieckich muzyków swingowych, którzy mieli
pokonać i odsunąć w mrok zapomnienia Glenna Millera, Counta
Basie, Louisa Jordana, czy Boba Willsa.
Te rewelacje zainspirowały brytyjskiego skrzypka, fantastę
i samozwańczego etnomuzykologa Chrisa Haigha. Uświadomił on
sobie, że dzięki posunięciu Stalina, w Rosji musiał powstać
zupełnie nowy, nieznany, politycznie motywowany gatunek muzyki
- stworzony w celu pokonania kapitalizmu. Krótko mówiąc, jedyna
w swoim rodzaju, sowiecka odnoga swingu lat 40-tych.
Haigh, niepoprawny optymista, spakował rozmówki angielsko-rosyjskie
i stare skrzypki Levisa i wyruszył do Moskwy w poszukiwaniu
jakichkolwiek śladów tajnego projektu Stalina. To co znalazł,
przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania. Operacja radzieckiego
Politbiura nie tylko przetrwała w tajemnicy do końca lat 90-tych;
Haighowi odało się nawet dotrzeć do elity tej muzycznej jednostki
specjalnej, ciągle działającej i trenującej w moskiewskim
nocnym klubie. Tam ich znalazł - najgorętszy band swingowy,
jaki kiedykolwiek widział i słyszał, grający dla niewdzięcznej
publiczności składającej się z czeczeńskich murarzy, mołdawskich
skinów i różnych spekulantów czarnorynkowych. Po koncercie
Haigh przedstawił się muzykom, którzy skuszeni obietnicą załatwienia
kontraktu z wytwórnią fonograficzną, występu w Top of the
Pops, mieszkania komunalnego w dobrej dzielnicy oraz zasiłku
od państwa - zgodzili się opuścić ojczyznę i wyjechać do Londynu.
Na stronie internetowej takich historyjek jest znacznie więcej.
Polecam zwłaszcza biografie poszczególnych muzyków. Jak było
naprawdę, nie ma chyba sensu dociekać. Jak widać członkowie
The Kremlinaires (dwóch rosyjskich jazzmanów, czterech angielskich
oraz wspomniany Chris Haigh) mają poczucie humoru. Nawet jeśli
komuś nie podoba się nawiązywanie do postaci, historii i retoryki
bolszewickiej, musi przyznać, że swing panowie mają we krwi.
Jak dotąd zespół wydał tylko jedną płytę. "The Kremlinaires"
ukazała się w 2003 roku nakładem niezależnej londyńskiej wytwórni
33Records, założonej zresztą przez samego Chrisa Haigha. Dwanaście
kawałków to fantastyczna mieszanka rosyjskich melodii z nieśmiertelnym
swingiem lat 40-tych ;
prawdziwy - że się tak wyrażę - koktajl Mołotowa. Trochę tu
brzmień bałkańskich, trochę coverów, np. Louisa Jordana i
Boba Willsa .
W niektórych utworach słychać echa muzyki klezmerskiej .
To efekt twórczego wkładu Chrisa Haigha, który poza graniem
w The Kremlinaires udziela się również w zespole Klezmania
grającym na żydowskich weselach i barmicwach.
Na koniec jeszcze jeden przykład "kremlowego" humoru
ze strony www.kremlinaires.com. Pod informacją, jak i gdzie
można zamówić płytę, jest jeszcze dopisek: "Jeśli nie
jesteś śledzony przez MI6, możesz ewentualnie skorzystać z
następującego sposobu: w trzeci piątek miesiąca, o 15.00 idź
do katedry św. Pawła. Na głowę załóż czarny kapelusz typu
homburg, a w dłoni trzymaj zwinięty egzemplarz Timesa z 7
marca. W ścianie po prawej stronie, za skrzynką pocztową znajdź
poluzowaną cegłę; wyjmij ją i we wgłębieniu umieść ruble.
Przyjdź tu ponownie dzień po tym jak w wiadomościach o północy
w Radio Moscow usłyszysz słowa "absolutny absurd".
We wgłębieniu za cegłą znajdziesz płytę The Kremlinaires.
Jeśli zamiast niej znajdziesz CD Cliffa Richarda, znaczy to,
że skrytka jest spalona, a ty musisz natychmiast opuścić kraj.
Powodzenia, Towarzysze"!
|