Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PARYSKI KOLOS

Jan Klosz




Chyba każdy ma pewien kanon miejsc, w których "musi kiedyś być". To magiczne albo po prostu słynne miejsca, które za wszelką cenę trzeba w swoim życiu "zaliczyć". Ja mam przed sobą kilka takich marzeń, ale jedno z nich udało mi się niedawno spełnić. Byłem na wieży Eiffla!

Oczywiście, wielu pomyśli zapewne, że nie ma nic bardziej banalnego. Dla mnie było to jednak bardzo duże przeżycie, tym bardziej radosne, że wcześniej, mimo kilkukrotnego pobytu w Paryżu, nie udało mi się tam z różnych względów pojawić.
Budowla ta ma dość powszechnie znaną historię. Powstała dla uświetnienia Wystawy Światowej w 1889 roku. Kto był jej konstruktorem nie trzeba tłumaczyć, bo ten upamiętniony jest w nazwie konstrukcji. Żywot wieży obliczony był na zaledwie kilkanaście miesięcy. Nikt nie przypuszczał, że stanie się dumą całej Francji. Ta kupa żelastwa miała być przecież rozebrana zaraz po wystawie. Tymczasem ciągle stoi i ma się dobrze. Ostała się nie ze względu na swoje piękno. Wprost przeciwnie. U schyłku XIX wieku oceniana była jako koszmarna architektoniczna szkarada. Przed przetopieniem uratowała ją potrzeba zainstalowania anten. Mało kto pamięta też, że początkowo wieża miała jaskrawożółty kolor. Dzisiejsza bura tonacja jest bardzo smutna, by nie powiedzieć żałobna. Osobiście wysmarowałbym wieżę w najbardziej odjechane jaskrawe i radosne kolory.
Wieża początkowo robi dość umiarkowane wrażenie. Patrząc z daleka trudno ulec zachwytowi. Owszem, wyraźnie się wyróżnia, ale ani nie przytłacza, ani nie olśniewa. To powściągliwe wrażenie malało wraz z odległością do wieży. Gdy z kilkuset metrów widać już było metalowe nogi, tuż obok okazałych paryskich kamienic nieopodal Avenue De Suffren, z wrażenia odbebrało mi mowę. Toż to prawdziwy kolos! Ponad trzysta metrów wystrzelone ku niebu. Nie ma lepszej oceny ogromu budowli, jak tylko zestawić ją z inną budowlą. Wszystko wokół jest po prostu karłowate.
Niestety, zwiedzanie tak słynnego miejsca trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Jednak warto zacisnąć zęby i wszystko przecierpieć. Mordęga zaczyna się w kolejce po bilet. Trzeba odstać swoje. Zabrało to około godziny. W dodatku nie ma mowy, by ktoś poświęcił się dla np. pięcioosobowej grupy. Stać i czekać musi cała piątka. Kolejka bowiem jest "prowadzona" między bardzo wąskimi barierkami. Przeciskanie się przez nie jest niemożliwe. Ja ustawiłem się do kolejki przy wejściu (raczej nodze) północnym. Właśnie tu jest złote popiersie konstruktora.
W tłumie wrażenie jest bardzo kosmopolityczne. Są przedstawiciele wszystkich ras i kontynentów. Tę nawet sympatyczną wrzaskliwą i kolorową atmosferę psuli nieco żołnierze z okazałymi karabinami, którzy swoim widokiem nachalnie przypominali w jakich czasach żyjemy. Kontrola bagaży była taka jak na lotnisku. Przy wejściu kolejna gorzka pigułka. Wjazd na sam szczyt kosztuje 11 euro.
Zadziwiające są windy, które wożą na pierwszy i drugi poziom. Mają dwa piętra. Jak żyję, jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Jadą pod pewnym kątem. Pierwszy i drugi poziom, to przystanek na ochłonięcie. Pierwszy poziom jest na wysokosci ledwo co wyższej niż okoliczne dachy, więc wszyscy go omijali.
W zadaszonym tarasie widokowym drugiego poziomu są rysunki z wszystkimi możliwymi budynkami widocznymi z poszczególnych stron. W ten sposób można z większą świadomością podziwiać widoki. Znacznie przyjemniej patrzeć na nie z otwartych tarasów, a nie przez zabrudzoną szybę. Wszyscy przesiadywali więc na, że tak powiem, drugim piętrze drugiego poziomu. Środkowy taras to miejsce o tyle sympatyczne, że przestronne. Tłum zwiedzających ma tu dla siebie sporo miejsca. Każdy bez problemu może więc dorwać się do własnego skrawka tarasu widokowego. O ten luksus na szczycie wieży jest już zdecydowanie trudniej. Tam tłum jest już nieznośnie męczący. Widok jednak wszystko wynagradza.
Warto od każdej strony delektować się tym co serwuje Paryż. Z jednej strony widok na Trocadéro i Palais de Chaillot, w tle wyraźnie rysują się wieżowce dzielnicy La Défense, z drugiej Pola Marsowe. Wypatrywać można wszystkich najsłynniejszych paryskich budynków, łącznie z odległą Sacré Coeur. Oczywiście na szczycie wieży jest też gabinet konstruktora i parę figur woskowych, ale nie warto sobie tym zawracać głowy.
Wieżę Eiffla rokrocznie odwiedza 3 miliony osób - każdego dnia ponad 8 tysięcy! Zdecydowanie warto do nich dołączyć.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone