Pierwsza
rocznica śmierci Jana Pawła Drugiego minęła tak, jak można
się było tego spodziewać. W atmosferze medialno-sentymentalnych
afektów.
Przez ulice miast przetoczyły się grupy z wpiętymi białymi
wstążkami, serwisy informacyjne przynosiły wiadomości o odsłonięciu
kolejnych pomników, zasadzeniu dębów papieskich, albo o trojaczkach,
które urodzone 2 kwietnia ubiegłego roku dostały imiona: Jan,
Paweł i Karol. To w zasadzie taka mała powtórka tego, co było
rok temu. I te 365 dni dają powody do tego, by na to wszystko
patrzeć z największą podejrzliwością.
Czego się można było przez ten czas nauczyć? Smutnej prawdy
o nas, Polakach. Jesteśmy bowiem skłonni do krótkotrwałych
uniesień, płytkich gestów podszytych, podejrzewam, melancholijną
tęsknotą do starego człowieka, traktowanego raczej w kategorii
gwiazdy, niż autorytetu.
Co przypominają telewizje? Kremówki, zabawne sytuacje, w których
Jan Paweł Drugi macha laseczką, albo tuli do siebie małe dziecko.
Czy taka jest prawda o pontyfikacie papieża Polaka? Oczywiście
nie. A jaka jest? Tego dowie się już tylko maleńka garstka
dociekliwych. "Polacy szybko zapomnieli, że mieli takiego
przewodnika" - usłyszałem z telewizora. To moim zdaniem
tylko część prawdy. Większość Polaków nigdy żadnego przewodnika
nie miała. Jedyne co potrafili komentować widząc papieża w
telewizji to fakt, że się starzeje i jest coraz słabszy.
Ta śmierć była spektaklem. Bardzo potrzebnym, bo dającym poczucie
godności milionom cierpiących ludzi. Ale to znowu tylko cześć
nauki, która wypływa z tego bardzo długiego pontyfikatu. Może
problem w ogóle polega na tym, w jaki sposób odbieramy świat?
Papieskiego nauczania nie da się sprowadzić do półtoraminutowych
pigułek serwowanych przez serwisy telewizyjne. Pora zatem
wyjść z patriotyczno-melancholijnej kremówkowej papki. Trzeba
czytać. Encykliki, kazania, książki. Może wtedy stacja radiowa,
która ma Matkę Boską w nazwie przestanie manipulować swoimi
słuchaczami, może po spektakularnym ubiegłorocznym pojednaniu
kibice piłkarscy przestaną się wreszcie zabijać, może politycy
zaczną dyskutować o programach, a nie wzajemnych obelgach?
Pora, byśmy przestali zakrywać własną ignorancję dotyczącą
nauczania papieskiego nic nieznaczącymi wyrazami pseudo uwielbienia.
|