Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BRUDNA WOJNA

Plastuch



 


Jakieś 5-8 lat temu uwielbiałem filmy dokumentalne o technice wojskowej, jakimi zapchany był kanał Discovery (dzisiaj te popłuczyny pokazuje TVN Turbo). Wszystkie odcinki - obojęnie czego dotyczyły, opowiadały o tym, jak genialna jest amerykańska broń, i jak fantastycznie sprawdziła się w wojnie w Zatoce Preskiej.

Zgodnie z tymi propagandowymi knotami amerykanie mieli "inteligentne bomby", a system antyrakietowy Patriot był ósmym cudem świata. W telewizyjnych filmach kamera przytwierdzona do bomby wyłączała się w momencie trafienia. Ewentualne kadry zrobione z innych samolotów przypominały co najwyżej grę komputerową. Kwadratowy domek, bum! - nie ma domku. Czysto, higienicznie, bez śmierci, w dodatku "inteligentnie". O tym, że to wszystko bzdura dowiedziałem się nieco później. Rzekomo inteligentne rakiety miały ledwo 20 procent trafień, a system Patriot to kupa przereklamowanego - wiadomo czego, która nie ustrzegła Izraela przed kilkukrotnym zbombardowaniem. Do tego wojna to nie gra komputerowa.
Ale przekonanym o "higienicznej wojnie" trudno wmówić, że było inaczej. Hollywood jak dotąd raczej utrwalał naiwne stereotypy (vide "Złoto pustyni" z Georgem Clooney'em). Nieco inaczej rzecz się ma z filmem "Jarhead - Żołnierz Piechoty Morskiej". Choć w pewnym sensie może on umocnić w przekświadczeniu, że wojna to tylko szachy inaczej. Film jest właściciwie pozbawiony treści. Śledzimy kilkuosobową jednostkę piechoty morskiej - US Marine Corps. Narratorem jest jeden z żołnierzy, który zaciągnął się na ochotnika. Cały film to opis przygotowań do wojny. Chłopcy ćwiczą, ćwiczą, są poniżani, aż wreszcie gdy trafiają na pustynię marzy im się prawdziwa wojaczka. Ich głównym wrogiem nie jest Saddam, ale nuda. Siędzą miesiącami w Kuwejcie i nic nie robią. Nuda, masturbacja, zgrywa, żarcie, znowu masturbacja, wiadomość od dziewczyny, że ma innego - i tak w kółko. Innymi słowy cały film pokazuje utratę własnej godności, postępujące upodlenie tych paru facetów. Paradoksalnie okazuje się, że w końcu i tak całą robotę załatwia lotnictwo, więc wszystko to - szkolenie i miesiące spędzone na pustyni, były kompletnie nikomu do niczego nie potrzebne.
Uczucia mam mieszane. To z pewnością nie jest film wojenny, a raczej dramat psychologiczny. Jako widzowie podążamy mętnymi ścieżkami chorych umysłów paru dewiantów - i tyle. Dosyć to męczące i dołujące. Ale taka jest chyba cena poznania prawdy. Konieczność "odlukrowania" tego co wciskano do głowy ludziom począwszy od lutego 1991 roku - to zdaje się cel reżysera, ale także scenarzysty. Widzimy, w jaki sposób powstawały propagandowe kłamstwa, gdy do znudzonej jednostki przyjechała ekipa telewizyjna. Widzimy psycholi, którzy wreszcie chcą sobie ustrzelić jakiegoś "arabusa". Widzimy żołnierzy szprycowanych jakimiś środkami farmakologicznymi. Dziś wiemy, że wielu z nich zapadło z tego powodu na zagadkowe choroby. W filmie jest wreszcie scena, w której amerykańskie samoloty bombardują własnych żołnierzy. Później można z detalami pooglądać spalone zwłoki irackich cywili zbombardowanych na autostradzie. Wszystko to jest podane trochę na siłę, ale jednocześnie prawdziwe. Wszak scenariusz filmu powstał na podstawie książki Anthony'ego Swofforda - głównego bohatera i filmowego narratora.
Wyraźnie widać, że Sam Mendes chciał "odbrązowić" tamtą wojnę. To mu się udało. Ale reżyser miał jeszcze inną ambicję. Tym filmem chciał dołączyć do klasyki antywojennych obrazów amerykańskiej kinematografii. Pojawiają się cytaty z "Czasu apokalipsy" i "Łowcy jeleni". Brakuje jeszcze w tym gronie chociażby "Plutonu", albo "Ofiar wojny". Osobiście mam jednak wrażenie, że "Jarhead" za parę lat nie będzie wymieniany w tym gronie. Radzę jednak wypracować sobie własne zdanie.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone