W to
miejsce paradoksalnie najlepiej wybrać się w mglisty, wietrzny
dzień. Tak żeby mgła do samego końca skrywała wzgórze przed
naszymi oczami, a wiatr ostatecznie rozwiał ją i odsłonił
wszystko, ku naszemu zachwytowi.
Widokiem wzgórza Saint Michel trudno się bowiem nie zachwycić.
Poruszy on najtwardsze serca. Z drugiej strony, nie sądzę,
by przybywali tu ludzie obojętni na piękno - zarówno przyrody,
jak i dzieła ludzkich rąk. Klasztor i twierdza na szczycie
skalistego wzniesienia nieprzypadkwo nazywane są "cudem
Zachodu".
Setki lat temu starożytni Celtowie wybrali ten skrawek lądu
na miejsce kultu Słońca. Wykorzystywali je również jako miejsce
pochówku. Pewnie dlatego w czasach Cesarstwa Rzymskiego nazwano
wzgórze Mont Tombe. Nie była to wtedy wyspa, tylko część lądu.
Otaczały go lasy i bagna. Ale w V wieku ziemia wokół wzgórza
zaczęła się zapadać, a sto lat później oddzieliło się ono
od wybrzeża.
Dziś Mont Saint Michel otaczają połacie piasku. Widok niemal
pustnnego krajobrazu może wprawić w zdumienie. Gdzie się podziała
woda? Odpowiedź podsuwa grobla, usypana w XIX wieku. Woda
pojawia się kilka razy w roku, kiedy morze pchane falą przypływu
podchodzi pod ląd. Wtedy na wzgórze można się dostać wyłącznie
po wspomnianej grobli.
Wizyta Archanioła
Skalisty szczyt to spore wyzwanie dla budowniczych. Być może
nie położono by tu ani jednego kamienia, gdyby nie objawienie,
jakiego doznał w VII wieku biskup Aubert z pobliskiego Avranches.
W czasie snu odwiedził go mianowicie Archanioł Michał, który
nakazał mu wzniesienie na Mont Tombe kaplicy. Biskup początkowo
zlekceważył nocne objawienie. Sen jednak powtórzył się. Kiedy
i za drugim razem duchowny nie podążył za anielskim nakazem,
w trzecim widzeniu Michał postukał go w głowę. Podobno palcem,
ale niewykluczone, że czymś cięższym. Tak czy inaczej, po
tej wizycie biskup Aubert niezwłocznie przystąpił do działania.
Budowie kaplicy towarzyszył szereg cudów. Linię fundamentów
wyznaczyła poranna rosa. W miejscu, gdzie miały spocząć pierwsze
bloki granitu pojawiła się niespodziewanie zaginiona krowa.
Na koniec zaś pokazał się św. Michał, który wskazał źródło
słodkiej wody. Pod taką opieką przedsięwzięcie nie mogło się
nie udać. Tak oto na szczycie wzgórza stanęła kaplica, która
niebawem zyskała sławę i stała się celem pielgrzymek.
Wzniesienie przemianowano oczywiście na Mont Saint Michel.
Z czasem obok kaplicy wzniesiono opactwo benedyktyńskie, a
potem także kościół. Miejsca było coraz mniej, a wzgórze urwiste,
dlatego budowa świątyni zajęła ponad sto lat.
Przyroda jednak nie próżnowała. Fragmenty budowli osuwały
się z czasem, dlatego ciągle go odbudowywano. Nie dziwi zatem
wymieszanie stylu romańskiego z gotyckim.
Klasztor zarówno z zewnątrz, jak i w środku sprawia wrażenie
surowego, wręcz ascetycznego. W miejscu przeznaczonym na modlitwę
i medytacje nie można jednak oczekiwać przepychu. Cisza i
odwieczny spokój kamienia, z jakiego wzniesiono klasztor,
w połączeniu z monumentalnością budowli sprawiają, że zwiedzający
może poczuć się mały, ale już za chwilę uświadamia sobie potęgę
budowniczych, którzy potrafili wkomponować ten cud architektoniczny
w pierwotną przyrodę.
Historia i teraźniejszość
Na wzgórze wchodzi się uliczką Grand Rue, wijącą się między
murami i zabudowaną XV-wiecznymi kamieniczkami. Kawiarenki,
restauracje, sklepiki z pamiątkami, hotele - cała ta komercyjna
infrastruktura, o dziwo, wcale nie psuje charakteru zabytkowej
zabudowy. Przecież pięćset lat temu też istniał handel, pielgrzymi
zatrzymywali się w oberżach, a i mnisi musieli z czegoś żyć.
Dziś na Mont Saint Michel przybywa każdego roku ponad 1,5
miliona turystów. Ale nie ma się co obawiać tłoku. Nawet w
tłumie innych spacerowiczów warto przejść się starą uliczką
i podziwiać domy jakby żywcem wyjęte z bajki. Choćby dlatego,
że... nie ma tu samochodów!
Wnętrza klasztornych sal mogą zachwycić ciekawymi architektonicznymi
rozwiązaniami. Na przykład w sali jadalnej widać ciepłe światło,
mimo że pomieszczenie nie ma okien... Zagadka rozwiązuje się
niebawem. Światło wpada do środka przez szereg wąziutkich
otworów. W kościele jest za to bardzo jasno, bo i okna są
wysokie, jak na gotyk przystało.
Widok z klasztoru jest niemal nie do opisania. Wokół pustynia,
tylko na horyzoncie widać ocean, i to wyłącznie przy ładnej
pogodzie. Równie pięknie wygląda to z murów okalających kompleks
Mont Saint Michel. Z murów warto popatrzeć również na sam
klasztor i podziwiać go z różnych punktów i pod różnymi kątami.
Błyszcząca statua Archanioła Michała, górująca nad świątynią
wydaje się bacznie i troskliwie spoglądać na całe wzgórze
i okolicę, strzegąc klasztoru i jego świątobliwych mieszkańców.
Wspaniałym zwieńczeniem dnia spędzonego na Mont Saint Michel
jest wieczór. Wzgórze otacza mrok, niby ciemne morze. Jeśli
do tego pojawią się gwiazdy, to serca oglądających ten cudowny
spektakl wygaszania dziennego światła, a zapalania nocnego,
skruszeją po raz kolejny.
|