Hollywood lubi motyw wielkiego domu, w którym roi się od
niebezpieczeństw. Wystarczy wspomnieć całkiem świeży horror
"Inni" z Nicole Kidman, albo "Silver"
z Sharon Stone sprzed 10 lat. Przykłady można mnożyć, a mimo
to okazuje się, że z tego pomysłu można jeszcze wycisnąć coś
całkiem oryginalnego. Dowodem na to jest "Azyl".
Jest to historyjka rozgrywająca się "w czasie rzeczywistym"
- a więc trwa dokładnie tak długo, jak seans filmowy. Opowiada
o napaści trzech zbirów na dom w centrum Manhattanu zamieszkały
przez kobietę i jej kilkunastoletnią córkę. Zapewne trudno
sobie wyobrazić, by ta opowiastka mogła mrozić krew w żyłach,
ale wierzcie mi - to chwyta! To niebywałe, jak fascynująca
może być historia rozgrywająca się na kilku metrach kwadratowych,
w scenerii nieomal teatralnej. Znakomity scenariusz! Motywy
postępowania poszczególnych postaci, jakiekolwiek szczegóły
mające wpływ na akcję podawane są jakby mimochodem, półsłówkami.
W dodatku rozłożone są umiejętnie na cały seans. Zmusza to
do skupienia uwagi, wręcz przykuwa wzrok i zwiększa "zaangażowanie"
widza w tę rozgrywkę. Daje to wspaniały efekt - zwłaszcza,
że jest to pojedynek bardziej "intelektualny" niż
"siłowy".
"Azyl" to z założenia popis gry aktorskiej Jodie
Foster. Są aktorki, które uwielbiam, dla których mógłbym pójść
na najnudniejszy film. Rzadko zdarzają się takie, dla których
gotów jestem zignorować nawet najbardziej zachwalany obraz.
Właśnie do tej grupy należy Jodie Foster. Jak ja jej nie cierpię!
Ta kobieta wywołuje we mnie reakcję alergiczną. Zagrała w
jednym z najbardziej żenujących filmów ostatniej dekady -
mam na myśli "Kontakt". Jest wykreowana na sumienie
Hollywoodu, który jest "płytki i głupi", ale Jodie
jest "inteligentna i doskonale wie o co jej chodzi w
życiu". Jej wizerunek ma chyba dowartościować fanów,
którzy uważają się za "koneserów". Nikt nie zauważa,
że to tylko kolejna chytra manipulacja tego biznesu. Ponieważ
brzydzę się tym wyjątkowo, decyzja o kupieniu biletu na "Azyl"
wymagała przełamania mojego wewnętrznego oporu. Ale wiecie
co? Warto było! Oczywiście "Azyl" oglądałoby się
znacznie przyjemniej, gdyby główną rolę zagrała na przykład
Michelle Pfeiffer, ale niech tam...
Uwagę na siebie zwraca Forest Whitaker. Należy do grupy aktorów
charakterystycznych. Jego postura i facjata wpychają go w
określoną szufladę. Być może dlatego zajmuje się także reżyserią
(np. "Czekając na miłość" z Whitney Houston). Jako
aktor dał się poznać zwłaszcza świetną rolą w "Grze pozorów"
i ostatnio w "Ghost Dog - droga samuraja". Jego
brzydota powinna jednak być równoważona urodą jego filmowych
partnerek, dlatego nie może już więcej grać z Jodie Foster.
|