Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



DOBRE, DOBRE, BARDZO DOBRE!

Michał Duczak



 


George Lucas poszedł po rozum do głowy. Kiczowate i familijne "Mroczne widmo" musiało mu się odbić potężną czkawką, bo drugi epizod "Gwiezdnych Wojen" - w przeciwieństwie do pierwszego - nie rozczarowuje. Oczywiście znów można zarzucać reżyserowi, że nadużywa komputerów, że zbyt wcześnie wprowadza niektórych bohaterów sagi (Boba Fett), że niektóre fragmenty filmu trącą komiksowym banałem (sceny w fabryce robotów), itp., itd. Ale "Atak klonów" ma swoje plusy - i to mocne.

Po pierwsze - intryga. Już po niej widać, że to raczej film nie dla dzieci (przeciętny małolat raczej nie połapie się w jej zawiłościach). Wszak wojna klonów to awantura szyta grubymi nićmi. To klasyczna zagrywka mająca na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od rzeczywistych zamiarów i poczynań. Czyich? Tego nie wyjawię, choć każdy kto oglądał "starą" Trylogię, zna odpowiedź na to pytanie.
Po drugie - Anakin Skywalker. Jego młodzieńcza zadziorność i pyszałkowata arogancja są przedstawione znakomicie. Duże brawa dla Haydena Christensena! George Lucas w naprawdę genialny sposób pokazał też, jak zaczęła się droga młodego Jedi ku ciemnej stronie Mocy. Bo przecież paradoksalnie sprawiła to... miłość.
Po trzecie - rycerze Jedi. Nareszcie widać, dlaczego nazywa się ich rycerzami! Gromada postaci z mieczami świetlnymi w dłoniach nacierająca na wroga ma w sobie coś z klimatu "Braveheart". Nawiasem mówiąc, takiej bijatyki jeszcze w "Gwiezdnych wojnach" nie było.

Usłyszałem opinię, że pierwsze kwadranse filmu są nudne i usypiające. Rzeczywiście - pozostałe epizody sagi zaczynają się bardziej dynamicznumi sekwencjami. Z drugiej strony sceny szalonego pościgu za skrytobójcą trudno nazwać sennymi. A że Lucas postanowił drobiazgowo rozegrać narodziny uczucia między Anakinem i Amidalą? To bardzo ważny, wręcz kluczowy wątek. Moim zdaniem nie wymagał skrócenia. Poza tym Natalie Portman jest taka śliczna!

Denerwuje mnie trochę brak konsekwencji, prowadzący do głupich anachronizmów. Dlaczego w "Ataku klonów" R2D2 potrafi latać, a w późniejszych epizodach już nie? Przecież za młodych lat Obi-Wana i Anakina technologia nie może być bardziej rozwinięta niż 30 lat później! Jak na mój gust, za mało tu też scen rozgrywających się w przestrzeni kosmicznej - w końcu te wojny są GWIEZDNE, prawda?
Czekam teraz z niecierpliwością na epizod trzeci. Ciekawe, jak Lucas zmieści w nim przewrót Palpatine'a, narodziny Luke'a i Lei oraz przemianę (dorosłego!) Anakina w Vadera. Po drodze trzeba jeszcze uśmiercić Amidalę, hrabiego Dooku i wszystkich Jedi. No, prawie wszystkich.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone