Czym
jest tak właściwie "szacunek dla kobiety", nad tym
zastanawia się zapewne niejeden mężczyzna, próbujący stać
się współczesnym ideałem, bądź chociażby człowiekiem, który
swoją postawą będzie budził szacunek w oczach innych ludzi.
Każda z kobiet może dać inną odpowiedź, bo dla każdej liczą
się inne wartości, jednak jest kilka zasad, które od zawsze
były znane tak zwanym "gentlemanom". To zachowania,
które, wyznaczane rozwojem cywilizacji i zmieniającą się kulturą,
zawsze świadczyły o fizycznej i kulturowej różnicy płci, która
już w starożytności podzieliła ludzkość na "ładniejszą"
i "brzydszą" część. To przede wszystkim różnice
w wyglądzie i budowie, wyznaczające dawniej miejsce kobiety
w świecie, stanowią kodeks niepisanych norm. Niektóre z nich,
jak opieka nad ciężarną, zapewnienie rodzinie poczucia bezpieczeństwa,
w tym materialnego, czy wykonywanie za kobietę zadań związanych
z siłą fizyczną, są tak stare jak ludzkość i nie zmieniły
się przez wieki.
W ciągu tysiącleci mężczyźni byli główną podporą kobiet, pracowali,
przynosili pieniądze, a żona pracowała w domu, czekając na
męża, wychowując dzieci i strzegąc domowego ogniska. Kariera
zawodowa kobiet była czymś społecznie nieznanym, a nieliczne
przykłady sukni na tronach wynikały z kontynuacji dynastii,
a nie z wolnego wyboru. Były to jednak przypadki rzadkie,
a kobieta-władczyni zatracała swoją kobiecość i zaczynała
być odbierana jako osoba rządząca i sposób na przedłużenie
linii dynastycznej, której szacunek należy się nie ze względu
na jej płeć, ale funkcję społeczną i polityczną, która przypadła
jej w udziale.
W każdej epoce odbierano ten szacunek w różny sposób. W starożytności
kobiety miały za zadanie być nałożnicami oraz poddanymi, jednak
z upływem lat stosunek do płci żeńskiej bardzo się zmienił.
Średniowiecze obrazuje nam dzielnych rycerzy broniących swoich
królów, którzy za wszelką cenę pragną powrócić do domu, do
swojej ukochanej. Zresztą Średniowiecze wyidealizowało w pozytywny
sposób kobietę jako muzę i obiekt westchnień. Czasami żałuję,
że bardowie to już relikt przeszłości, nie miałabym nic przeciwko,
gdyby ktoryś z nich wyśpiewywał mi w nocy pod oknem serenady.
Mam natomiast wątpliwości, czy spodobałoby się to moim rodzicom,
którzy wstają codziennie rano do pracy.
Myślę, że to wojny zmieniły funkcję kobiety w społeczeństwie.
Opuszczone przez mężów, którzy poszli walczyć za ojczyznę
i nieraz z tej walki nie wracali, zmuszone były do wyuczenia
się zadań, które zawsze były domeną "brzydszej"
części ludzkości. Samodzielnie wychowywały dzieci, pracowały
na roli, w fabrykach, walczyły w partyzantce i robiły tysiące
innych rzeczy, które jeszcze na początku XX wieku były nie
do pomyślenia. Myślę, że to zmieniło też je same i męskie
spojrzenie na kobiecość. Zaczęły się zachowywać jak mężczyźni
- ciężko pracowały, walczyły, piły alkohol, paliły papierosy
i przejęły swobodny sposób zachowania, czyli inicjatywę w
nawiązywaniu nowych znajomości. Zmianie uległy wszelkie normy
społeczne. I choć od zakończenia wojny minęło ponad 60 lat,
ten proces zmian wciąż trwa. Dziś nikogo już nie dziwią wulgarne
kobiety, pijane w miejscach publicznych, z łatwością nawiązujące
nowe kontakty, albo nawet je inicjujące. Różnica płci w znaczeniu
społecznym i kulturowym zaczyna się zacierać, i pewnie niedługo
zupełnie zniknie. I będzie to wina samych kobiet, które przez
dziesiątki lat próbowały dorównać mężczyznom we wszystkich
dziedzinach życia. Przestają teraz być kobietami, stają się
partnerkami czy kumplami. Czemu zatem wymagają, by kumplom
kupować kwiaty, przepuszczać ich w drzwiach, albo pisać dla
nich wiersze? Dlaczego bawią je wulgaryzmy, ktore wypowiada
przy nich ich chłopak, mąż, narzeczony - a potem dziwią się,
że wypowiada je także pod ich adresem? Czy nie do tego go
przyzwyczaiły? Równouprawnienie dało kobietom niebywałe możliwości
awansu społecznego, pozbawiając je jednocześnie tej subtelności,
która była źrodłem szacunku i wyjątkowego traktowania przez
wieki. Teraz bardowie śpiewają w rytmie hip hopu, ale niekoniecznie
miałabym ochotę, by teksty większości z tych "pieśni"
były adresowane do mnie.
Marną pozostałością po dawnych, dobrych czasach jest jeszcze
Dzień Kobiet, wyśmiewany przez większość mężczyzn jako "komunistyczne
święto" i nikomu niepotrzebny relikt przeszłości. A ja
je lubię, i bardzo żałuję, że jest wypierane przez Walentynki,
które w żaden sposób nie oddadzą specyficznego klimatu tego
jedynego dnia, kiedy panowie spieszą do domów, by jak naszybciej
wręczyć swojej ukochanej obowiązkowego tulipana. Eeee, takie
czasy nam nastały, niekobiece całkiem...
|