Ostatnio
przeglądając wycinki bardzo starych gazet natrafiłem na wyniki
ankiety pod tytułem: Jak wyobrażasz sobie życie w roku
2000. Niestety na wycinku nie było daty wydania, ale z
kontekstu wnioskuję, że gazeta pochodziła prawdopodobnie z
początku lat 80., czyli z okresu kiedy przed naszymi sklepami
stały długie kolejki ludzi chcących na kartki kupić cokolwiek.
"Proroctwa" zawarte w odpowiedziach były ogromnie
interesujące, ale mnie najbardziej wzruszyła i jednocześnie
rozbawiła odpowiedź jakiegoś starszego pana. Otóż pan ten,
opisując świetlaną przyszłość jaka czekała naród, widział
ją między innymi w ten sposób: "...w roku dwutysięcznym
przed sklepami będą zamontowane na stałe ławki żeby w kolejkach
można było wygodnie siedzieć, a nie stać"... Prognoza
na szczęście nie znalazła warunków aby się spełnić, ale uzmysłowiłem
sobie nagle jak trudno przewidzieć przyszłe wydarzenia i rozwój
sytuacji. To ograniczenie nie dotyczy tylko przeciętnych obywateli,
ale również naukowców darzonych szacunkiem ze względu na ich
ogromną wiedzę. Kiedy Krzysztof Kolumb zwrócił się do Izabeli
Kastylijskiej i Ferdynanda o sfinansowanie swojej wyprawy
na zachód, dla oceny szans powodzenia takiej wyprawy została
powołana specjalna komisja złożona z ówczesnych autorytetów.
Wysokie gremium udowodniło jasno i naukowo w sześciu punktach,
że zamiar żeglarza jest bezsensowny i niemożliwy do realizacji.
"Ocean Zachodni jest nieskończony i całkowicie nieżeglowny
i nie może nikogo doprowadzić do Indii", brzmiał werdykt.
Jednak polityka zwyciężyła wtedy z nauką, i Kolumb, na nieszczęście
dla Indian, ląd odkrył. Nie były to jednak Indie, do których
dotarcia tą drogą oczekiwał. Było to natomiast miejsce, w
którym już za kilkaset lat, tak jak w ówczesnej Europie, nastąpił
burzliwy rozwój nauki i techniki. Wiedza była już wtedy znacznie
większa aniżeli w czasach Kolumba, ale opinie autorytetów
dotyczące możliwych odkryć nadal nie różniły się trafnością
od tych sprzed kilku wieków.
W 1878 roku trzydziestoletni Thomas Alva Edison, mając na
koncie już kilka wynalazków, oświadczył publicznie, że lada
dzień w domach będzie królowało oświetlenie elektryczne wprowadzone
w miejsce oświetlenia gazowego. Akcje brytyjskich spółek gazowych
spadały na łeb, na szyję, doprowadzając je na skraj bankructwa.
Parlament brytyjski powołał pośpiesznie komisję złożoną ze
znanych uczonych, którzy bez wątpliwości ustalili, że elektryczne
oświetlenie w zastosowaniu na masową skalę to kompletna bzdura
i nieuprawniona fantazja. Jak ogłosiła komisja "pomysły
pana Edisona są może dobre dla naszych przyjaciół zza oceanu
lecz jednak niegodne uwagi ludzi praktycznych, a tym bardziej
uczonych". Ważna figura jaką był główny inżynier poczty
brytyjskiej, sir Wiliam Preece, z właściwym Brytyjczykom poczuciem
humoru oświadczył, że "zastosowanie światła elektrycznego
to wręcz ignis fatuus (błędny ognik)". Niewiele lat później
żarówka elektryczna triumfalnie zaczęła wypierać oświetlenie
gazowe.
Czyżby Edison był wizjonerem przewidującym znakomicie przyszłe
osiągnięcia? Zdecydowanie nie. Już wkrótce popełnił kolosalny
błąd. Zatrudnił bowiem u siebie w laboratorium młodego wynalazcę,
emigranta z terenów obecnej Chorwacji - Nikolę Teslę. Zaproponował
mu współpracę polegającą na tym, że Tesla miał doprowadzić
do poprawy wydajności generowania prądu w elektrowniach. Edison
obiecał, że jeśli wydajność elektrowni wzrośnie o 50 procent,
Tesla otrzyma 50 tysięcy dolarów nagrody. Po rocznej pracy
Tesla zaproponował Edisonowi przejście w jego elektrowniach
na prąd zmienny (działały one wtedy na prąd stały), dowodząc,
że poprawi to ich wydajność o wymagane 50 procent. Edison
uznał stosowanie prądu zmiennego za bzdurę, i nie zapłaciwszy
Tesli ani grosza wyrzucił go z pracy. Wspólnicy Edisona, właściciele
Edison Electric Light Company, będąc mimo wszystko pod dużym
wrażeniem jakie wywarła na nich pomysłowość młodego wynalazcy,
stworzyli specjalnie dla Tesli firmę Tesla Electric Light
Company. Edison przyjął to z lekceważeniem, bo zupełnie nie
przewidział, że w laboratoriach swojej nowej firmy Tesla dopracuje
metody generowania i przesyłu prądu zmiennego, które są stosowane
do dzisiaj na całym świecie. Dzięki zastosowaniu tego prądu
pracują, również stworzone przez Teslę, takie urządzenia jak
świetlówka i silnik prądu zmiennego. Ostatecznie kres zbudowanych
przez Edisona elektrowni na prąd stały położył kolejny wynalazek
Tesli - turbina wodna, która generowała prąd zmienny wykorzystując
do tego tanią energię przepływu wody w rzekach.
Tesla nie przewidział z kolei, że jego genialny wynalazek...
radia ( tak, tak - to jego!) nie zostanie uznany jako jego
osiągnięcie. A przecież to właśnie Tesla w 1893 roku jako
pierwszy zademonstrował transmisję radiową. Uznawany za twórcę
radia Guglielmo Marconi niezależnie od Popowa taką demonstrację
przeprowadził dopiero dwa lata później. Rok wcześniej, w 1894
roku młody Marconi przeprowadził pierwsze udane doświadczenie:
wprawił w ruch dzwonek falami Hertza z odległości 30 stóp.
Reakcja ojca Marconiego była jednak pełna niechęci: "A
cóż w tym ciekawego - jest tyle lepszych sposobów dzwonienia"...
Nawiasem mówiąc fakt, że to Nikola Tesla jest prawdziwym wynalazcą
radia potwierdził dopiero w 1943 roku Sąd Najwyższy USA, pośmiertnie
przyznając mu pierwszeństwo (przed Gulielmo Marconim) do zasadniczych
patentów. Jednak nagrodę Nobla z fizyki w 1909 roku otrzymał
Marconi.
Wspomniałem wcześniej o niefortunnym "dowcipie"
sir Wiliama Preece'a na temat przyszłości żarówki. W tym samym
czasie podobną gafę popełnił sir Pears, brytyjski minister
poczty. Otóż urodzony w 1847 roku (a więc równieśnik Tesli)
szkocki wynalazca Aleksander Graham Bell w lutym 1876 roku
opatentował telefon i wkrótce pokazał go na wystawie Centennial
Exposition w Filadelfii. Wynalazek wzbudził duże zainteresowanie
i zdobył nagrodę. Mimo to towarzystwo Western Union Telegraph
Company uznało telefon za niepraktyczny i... odrzuciło ofertę
zakupu praw do wynalazku za sumę 100 tysięcy dolarów. Wówczas
Bell i jego wspólnicy założyli w 1877 roku własną firmę, z
której wywodził się późniejszy American Telephone and Telegraph
Company. Wspomniany minister brytyjskiej poczty sir Pears
skwitował możliwość wprowadzenia telefonu w codzienne życie
słynnym stwierdzeniem: "Wynalazek pana Bella jest nam
w ogóle niepotrzebny, mamy jeszcze dość chłopców na posyłki".
Śledząc dzieje wynalazków można dostrzec, że w drugiej połowie
XIX wieku gwałtownie przyspieszył rozwój nowoczesnej techniki
i nauki. Dotyczyło to również powstawania nowych środków lokomocji.
Oczywiście i w tej dziedzinie zdarzały się zabawne przykłady
niedostatków wyobraźni - nawet u sławnych uczonych.
Transport "kolejowy" istniał od starożytności -
ponad 2500 lat temu był też już znany w Asyrii, później i
w Rzymie. Właściwie był to transport koleinowy, ponieważ koła
wozów prowadzone były w koleinach wyżłobionych w kamiennych
płytach dróg. Była to wersja transportu, która zachwyciłaby
dzisiejszych ekologów - napęd wykorzystywał siłę ludzkich
mięśni, a w wersji mocno ciężarowej siły napędowej dostarczał
poczciwy koń. W czasach nowożytnych jako szyny stosowano początkowo
drewniane koryta prowadzące koła wózków. Prawdziwym impulsem
dla rozkwitu transportu kolejowego było zastosowanie metalowych
szyn i uruchomienie pierwszej linii kolei publicznej łączącej
Stockton z Darlington w Wielkiej Brytanii. Dokonał tego George
Stephenson w 1825 roku. Przed rozwojem transportu kolejowego
przestrzegali jednak gorąco i z naukową precyzją ówcześni
naukowcy. Głosili, że "efekt rozpowszechniania kolei
żelaznej, mknącej w dodatku z szaloną prędkością 30 mil na
godzinę, będzie tragiczny dla świata. Dym zasłoni niebo i
zatruje powietrze, kury przestaną się nieść, krowy stracą
mleko, a ludzie od pędu powietrza oszaleją!". Dziś kiedy
istnieją już linie kolejowe, na których prędkość przekracza
400 km/godz. traktujemy te obawy jako zabawne, ale wtedy przyjmowano
je z powagą. Technika i nauka rozwijały się oczywiście nadal,
i nadal zdarzały się lapsusy dotyczące opinii głoszonych przez
wybitnych naukowców.
CIĄG DALSZY - W NASTĘPNYM NUMERZE
|