Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BEZDOMNY PIŁKI SIĘ CHWYTA

Lucjan Bilski



 


Polskie kino jest przesiąknięte pesymizmem. Problem to zresztą charakterystyczny dla niemal wszystkich aspektów życia w naszym kochanym kraju. Ale to temat dla socjologów, nie recenzentów filmowych.

Niestety, jako się rzekło, pesymizm wlewa się szerokim strumieniem także do polskiej kinematografii. Już inżynier Mamoń skwitował, że w polskich filmach "nic się nie dzieje". Ja powiedziałabym: "nic się nie dzieje i czarno to widzę". Z przyczyn oczywistych poza nawias pesymizmu należy przesunąć polskie komedie, chociaż i na tym polu nie jest dobrze. Niby jest się z czego pośmiać, ale to śmiech pusty. Podsumowując - albo vanitas vanitatum, albo humor niskich lotów.
Ratunkiem dla samopoczucia widza mogą być produkcje tzw. bitter sweet. Czyli: "jest wesoło, mimo że czasem ktoś umrze". Albo odwrotnie: "źle się dzieje, ale wychodzimy na prostą". Trochę powagi, trochę humoru, i końcówka banderoli w postaci morału. Z naciskiem na światełko w tunelu, albo nawet klasyczny happy end. Bardzo to amerykańskie, ale może właśnie tego nam trzeba?
Kasia Adamik, reżyserka filmu "Boisko bezdomnych" nie jest wprawdzie Amerykanką (choć jej debiut pt. "Szczek" ukazał się właśnie na DVD w USA), ale nieprzypadkowo pismo "The Hollywood Reporter" umieściło ją na swojej liście nowych talentów. Do tematu bezdomności podeszła tak, jak podeszliby zapewne Amerykanie: zaczęła od brutalnej rzeczywistości, ale dała swoim bohaterom coś, czego mogliby się uchwycić, by skutecznie odbić się od dna. Rzuciła im piłkę.
Historia grupy bezdomnych mężczyzn, którzy zaczynają trenować z zamiarem wzięcia udziału w Mistrzostwach Świata Bezdomnych, jest opowieścią filmową, ale nie wyssaną z palca. Jej kanwą stała się krótka notka prasowa o zdobyciu przez Polaków srebrnego medalu. (Gwoli ścisłości, polscy bezdomni już dwukrotnie zajmowali drugie miejsce, i trzy razy trzecie.)
Sport jako szansa na wyjście z dołka? Jak najbardziej. Tzw. futbol uliczny jest powszechnie wykorzystywany przez organizacje społeczne w procesie wyciągania bezdomnych z marginesu. Jeśli wierzyć statystykom, w Polsce jest wielce skuteczny. Podopieczni pracowników socjalnych sami przyznają, że piłka nożna pozwala im nauczyć się dyscypliny, skończyć z narkotykami lub alkoholem, i jest wielką życiową szansą. Brzmi optymistycznie? I o to chodzi.
"Boisko bezdomnych" to film o ludziach upadłych, którzy mają w sobie dość poczucia godności, by spróbować powalczyć w imię sprawy - nie bójmy się tego słowa, narodowej. W końcu na ich biało-czerwonych strojach widnieje godło państwowe. Zanim je przywdzieją, czeka ich pasmo upadków i wzlotów. Te pierwsze będą czasem bolesne (tu mamy element "bitter"), te drugie uskrzydlające i inspirujące ("sweet"). Ostatecznie duch sportowy, pragnienie osiągnięcia sukcesu, a także przyjaźń i miłość dadzą im pozytywną energię.
Kasia Adamik zrobiła swój film bez udziału tzw. gwiazd (chwała jej za to!), pomijając może Zbigniewa Zamachowskiego w epizodycznej roli. Dobór aktorów i charakteryzacja są tak sugestywne, że widz ma wrażenie, iż co najmniej połowa z bohaterów jest grana przez naturszczyków. Naturalnie, nie da się nie rozpoznać Jacka Poniedziałka, Bartłomieja Topy, czy Krzysztofa Kiersznowskiego. Ale czy poza wrocławianami ktokolwiek dopatrzy się w Eryku Lubosie aktora zawodowego? Podejrzewam, że nie - i, paradoksalnie, jest to jego wielki sukces. Zresztą jury tegorocznego festiwalu w Gdyni doceniło talent Lubosa przyznając mu nagrodę za najlepszą rolę drugoplanową.
Na pierwszym planie mamy zaś Marcina Dorocińskiego, w przeszłości też niejednokrotnie nagradzanego. Jako trener drużyny bezdomnych jest może trochę zbyt oschły i kanciasty, ale można przyjąć, że to doświadczenia życiowe (pięknie zapowiadająca się kariera piłkarska, którą przedwcześnie zakończyła kontuzja) tak go uformowały.
Warto zobaczyć ten film. Nie tylko dla sporej dawki optymizmu, który - miejmy nadzieję, zapoczątkuje jakąś odmianę w polskim kinie. Także dla waloru edukacyjnego (nie mylić ze smrodkiem dydaktycznym). Genialna jest scena, w której jeden z zawodników tłumaczy urzędnikowi paszportowemu jak pięcioletniemu dziecku, że na mistrzostwach będzie reprezentował Polskę, więc należy mu się przynajmniej odrobina szacunku.
"Boisko bezdomnych" powinien też obejrzeć Michał Listkiewicz. Być może zrozumie, jakim samolubnym pacanem się okazał, odmawiając rok temu sfinansowania wyjazdu bezdomnych na mistrzostwa do RPA.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone