Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



WIEDEŃ WCZORAJ I DZIŚ

Jan Dojda




Tak, to rodowe gniazdo Habsburgów - dumne i nobliwe. Ale Wiedeń jest także pełen klubów hip hopowych i galerii ze sztuką awangardową.

Kto był w stolicy Austrii w czasie finałów tegorocznego Mundialu, wmieszał się w radosny tłum ludzi pijących, śpiewających i tańczących w kolorowych kostiumach - a wszystko na ulicach i placach pamiętających cesarzy, ten pewnie już wie, że takie właśnie jest to miasto. Bo Wiedeń zmienia się na swój sposób, tańcząc walca z przeszłością i wdzierając się w przyszłość. Oczywiście, ciągle znajdziemy tu wytworną operę i kawiarenki serwujące sernik wiedeński. Ale już za rogiem czeka na nas klub tętniący muzyką techno.
Przejdźcie się po mieście, a przekonacie się, że wszystko co wiecie o Wiedniu jest trochę prawdą, a trochę fałszem. Miasto jest jednocześnie stare i nowe; jest oazą kultury wysokiej i pop artu, formalizmu i mody. To, między innymi, jest przyczyna, dla której warto odwiedzić Wiedeń. I zostać tu na dłużej.
By najlepiej doświadczyć tej dwoistości, warto zacząć od muzycznej duszy miasta.

Brzmienie Wiednia

Zapytaj o nie któregoś ze znawców klasyki, a przyjmie, że chodzi ci o Filharmoników Wiedeńskich i kompozycje Straussów. Lub arie wyśpiewywane podczas słynnego Opernball - jednego z setek balów, które odbywają się w czasie karnawału i ciągle są najważniejszymi wydarzeniami towarzyskimi w CK stolicy.
Jest oczywiście i Mozart. To z jego powodu turyści tłoczą się na uliczkach wokół katedry św. Stefana. W tej pięknej gotyckiej świątyni - z jej wieżami i kolorowymi płytkami zdobniczymi, słynny kompozytor wziął ślub. Niedaleko też mieszkał.
Ale w Wiedniu narodziły się też style, które były wręcz zamachem na muzyke klasyczną. Niecałe sto lat temu dzieło Arnolda Schoenberga i Albana Berga spowodowało zamieszki w wiedeńskich salach koncertowych. A kilka minut drogi od katedry św. Stefana znajduje się miejsce znane jako Trójkąt Bermudzki.
To prawdziwy róg obfitości klubów tanecznych. Niektóre mieszczą się wprost jeden nad drugim w wąskich, starych kamienicach. Sercem tej okolicy jest bar "Bermuda". Nazwa zaś kryje w sobie dowcipną aluzję - niejeden młody balangowicz wsiąka tu późnym wieczorem i nie pojawia się z powrotem aż do ranka.
Niektóre z klubów, jak "Roter Engel" i "KrahKrah", należą do najbardziej znanych w Europie. Tu usłyszycie to drugie "brzmienie Wiednia" - eklektyczną mieszankę żywej muzyki, disco i techno granego przez legendarnych DJ-ów.
Jeśli chodzi o bardziej formalne przyjęcia, to wiekszość młodych Austriaczek marzy, by dostać zaproszenie na Bal Życia (Life Ball), doroczną, największą w Europie imprezę charytatywną na rzecz walki z HIV i AIDS. Bal Życia jest organizowany w wiedeńskim ratuszu i tradycyjnie rozpoczyna się od pokazów mody takich projektantów jak: Thierry Mugler, John Galliano czy Vivienne Westwood.

Współczesność w całej krasie

Podwójną osobowość Wiednia widać doskonale w dzielnicy muzeów. W latach 90. ktoś wpadł na genialny pomysł, by przenieść wiekszość ekspozycji do zespołu budynków, które od stuleci służyły jako stajnie Habsburgów. Ale zapomnijmy o nabożnym stosunku do zabytków, i o cesarstwie, które przez 500 lat trzymało w ryzach spory kawał Europy. Dzielnica muzeów jest opanowana przez artystów, którzy silnie akcentowali parcie ku współczesności.
Na przykład w Leopold Museum warto obejrzeć dzieła Egona Schiele, młodego malarza, który za sprawą swoich ekspresjonistycznych obrazów trafił za kraty. Został oskarżony o szerzenie pornografii. Nawet dziś jego prace mogą być zaskakujące.
Godna polecenia jest też wystawa dzieł jego mentora, Gustava Klimta, symbolisty i przywódcy wiedeńskiego ruchu art-nouveau. Także jego obrazy, freski i szkice są nacechowane erotyzmem.
W Kunsthalle Wien, gdzie wystawia się sztukę współczesną, oglądałem pulsującą ekspozycję zatytułowaną "Punk: Nikt nie jest niewinny". Obejmuje ona około 25 lat kultury punkowej w muzyce, sztuce i filmie. Są tu np. dzieła takich kontrowersyjnych artystów jak Robert Mapplethorpe i Derek Jarman.
Pamiętacie co pisałem o dwoistości natury miasta? Tuż obok wejścia na punkową wystawę znajduje się trybuna, z której książęta habsburscy zwykli obserwować i oceniać swoje konie. Wystarczy zaś wyjść z dzielnicy muzeów na główną ulicę centrum, by za kilka minut znaleźć się przed renesansowym w stylu budynkiem opery.

Stolica Wschodu

Wiedeń jest postrzegany prawie na całym świecie jako miasto z niemieckim duchem. A przecież, jako centrum cesarstwa Habsburgów, przez całe stulecia był tyglem kulturowym, w którym mieszały się wpływy także spoza Europy.
Geopolitycznie rzecz ujmując, Wiedeń jest stolicą państwa zachodnio-europejskiego. Ale jego "zapleczem" jest Wschód. Można się stąd dostać do Słowacji w ciągu godziny - z brzegu Kanału Dunajskiego codziennie odpływa szybki prom do sąsiedniego kraju. Zaś od czasu upadku Związku Radzieckiego w latach 90. miasto jest pełne przybyszów (artystów, studentów) z dawnych demoludów - głównie z Czech, Ukrainy i Chorwacji.
By całą tę mieszankę kulturową uchwycić "na gorąco", najlepiej pojechać metrem do stacji Kettenbruckengasse i przejść się między straganami na Naschmarkt. Na targowisku przedstawiciele rozmaitych nacji - Słowianie, Turcy, Arabowie, Koreańczycy, Chińczycy - handlują i karmią w swoich barach z etnicznym menu.
Trzeba podkreślić, że ściśle "wiedeńskie" wrażenia pozostają mimo to bez skazy. Po przejściu przez targ skręćcie w lewo i zatrzymajcie się przy Café Dreschler - pięknej, starej kawiarni i ulubionym miejscu spotkań miłośników teatru. Stamtąd niedaleko do Café Sperl, klasycznego, tradycyjnego Kaffeehaus - wspaniałego w swym niedbałym luksusie.
Wieczorem polecałbym także Loos American Bar. Zmieści się tam zaledwie 20 osób, ale ten zaprojektowany przez architekta Alfreda Loosa (nielubianego przez konserwatywnego cesarza Franciszka Józefa) lokal stwarza zdumiewające wrażenie przestrzennego i pojemnego. Ze swoją opinią drogocennego klejnotu Loos American Bar z reguły odstrasza większe grupy turystów, a to oznacza, że można w spokoju podziwiać jego piękno, sącząc drinka.
Chyba najsilniej odczułem jedyną w swoim rodzaju wiedeńską ewolucję - budowanie przyszłości na fundamentach przeszłości - w lekkko chylącej się ku upadkowi, ale mimo to nieodstraszającej dzielnicy Gurtel. Pewnego wieczoru siedziałem sobie w nocnym barze z kieliszkiem wspaniałego wiedeńskiego wina (w granicach miasta leżą setki hektarów winnic!), kiedy z głośników popłynęła piosenka "Love Will Tear Us Apart" - w dziwnej, narkotycznej wersji Nouvelle Vague. Słysząc je, wyszła z kuchni wysoka, szczupła dziewczyna w białej czapce z daszkiem skrywającej kruczoczarne włosy. Nalała sobie drinka i zaczęła się kołysać w rytm bossa novy, uśmiechając się do swoich myśli.
W niektórych przewodnikach przeczytacie, że Wiedeń kładzie się spać o 22:00, albo kiedy kończą się spektakle operowe. Ale ta dziewczyna była właśnie gotowa na nadejście nocy. A ukryty w przejściu pod wiaduktem kolejowym bar Chelsea, nazwany tak na cześć drużyny piłkarskiej, jest otwarty aż do świtu.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone