Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



HISTORIA GŁĘBOKO POD WODĄ

Darek Kuniel




Wraki statków z okresu drugiej wojny światowej rozsiane wokół Bell Island to dziś jedno z najlepszych na świecie miejsc do nurkowania w zimnych wodach morskich.

Temperatura na komputerku wchodzącym w skład mojego skafandra do nurkowania wskazuje -1C. Nade mną pozostaje linia cumowania. W miarę opuszczania się w dół dostrzegam słaby zarys spoczywającego pod wodą wraku.
Jest połowa czerwca, penetruję wrak SS Rose Castle, 138-metrowego statku handlowego, który zatonął podczas drugiej wojny światowej niedaleko Bell Island, w Zatoce Conception Bay. To tylko 20 kilometrów za zachód od St. John's, stolicy kanadyjskiej prowincji Nowa Fundlandia.
W latach 40. XX wieku kopalnie rudy żelaza na wyspie były największym producentem tego surowca w całej brytyjskiej wspólnocie Commonwealth. Okolica ta zatem nieprzypadkowo stała się polem działania niemieckiej marynarki wojennej.
Doug Earlton, przewodnik z firmy Ocean Quest, prowadzi mnie obok masztów udrapowanych w miękkie korale do sterowni na głównym pokładzie. Błyska światłem z latarki w otwartych drzwiach. Na gołych metalowych ścianach wyraźnie widać zardzewiałą skrzynkę z bezpiecznikami i białe urządzenia tranzystorowe. To stąd, z okrętowej kabiny radiooperatora, rankiem 2 listopada 1942 roku szło w eter desperackie wezwanie pomocy, kiedy kadłub jednostki został trafiony dwoma torpedami z niemieckiego okrętu podwodnego U-518.
Rose Castle eksplodował i zatonął w ciągu kilku minut. Śmierć poniosło 28 marynarzy. Krótko potem Niemcy zatopili drugi statek handlowy, PLM 27, wraz z dwunastką członków załogi.
Zaledwie dwa miesiące wcześniej, 5 września, na wody zatoki Conception Bay wpłynął inny u-boot, który zaatakował i zatopił dwa statki: SS Lord Strathcona i SS Saganaga. Oba niemieckie okręty uciekły z zatoki.
Pokłosiem tej wojennej tragedii jest dziś jedno z najlepszych na świecie miejsc do nurkowania i penetrowania wraków w zimnych wodach morskich (cold-water diving). "To prawdziwy wehikuł czasu", mówi Rick Stanley, właściciel firmy Ocean Quest, która obsługuje tu nurków od ponad jedenastu lat. Wraki są wspaniale zakonserwowane dzięki lodowatym wodom kanadyjskiej zatoki.
Pokryta ukwiałami tzw. zejściówka, czyli schodki prowadzące pod pokład, jest dziś podwodnym korytarzykiem, którym gładko się prześlizgujemy. Temperatura jest faktycznie niska, ale nie odczułem jej w ciągu 40 minut spędzoych w głębinach. To zasługa specjalnego skafandra, w który wyposażyła mnie Ocean Quest.
Wraki są objęte ochroną prawną, dzięki specjalnemu programowi kanadyjskiego Ministerstwa Transportu. Niestety, w rzeczywistości wygląda to nie najlepiej. Zarządcom z wydziału do spraw katastrof morskich najzwyczajniej brakuje sił i środków. Większość cennych przedmiotów ciągle jest na miejscu, ale Stanley twierdzi, że niektóre zdążyły zniknąć. "Mosiężne bulaje i tabliczki zostały skradzione w tym roku", mówi.
Stanley przyjął na siebie nieoficjalną rolę opiekuna wraków wokół Bell Island. Rozmieścił nawet w ich pobliżu liny wyznaczające miejsce cumowania, by zapobiec uszkodzeniu kotwic przez łodzie nurków. Stanley ma nadzieję, że zatopione okręty zostaną wreszcie uznane za historyczny obszar chroniony, co pozwoli lepiej je zabezpieczyć i sprawi, że kradzieże będą surowo karane. "Dla nas to prawdziwe podwodne muzeum", dodaje.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone