Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PRACOWITY JAK MRÓWKA

Marek Olżyński



 


Kolejna rocznica moich urodzin sprawiła, że uświadomiłem sobie jaki jestem pracowity. Podsumowałem sobie ostatnie 365 dni.

W tym czasie musiałem 365 razy wstać z łóżka, uprzednio się doń kładąc. Zjadłem 365 śniadań, drugich śniadań, obiadów, podwieczorków i kolacji. Wypiłem 1095 kaw (trzy dziennie). Codziennie byłem zmuszony oglądać po trzy, a czasem cztery seriale (Złotopolscy, M jak miłość, Plebania, Klan, i jako uzupełnienie - Na dobre i na złe), co daje łącznie około 3 godzin dziennie, a razy 365 równa się 1095 godzin. Tyle samo co wypitych kaw. 365 razy oglądałem Wiadomości, z których dowiedziałem się jedynie, że prawda ma różne oblicza, czasem przybiera oblicze wstrętnego kłamstwa. Dowiedziałem się, że jakiś tartak albo traktat (co za różnica?) ma coś wspólnego z gejem, który chce zjeść na śniadanie którąś z kaczek. A niech pożre nawet dwie, a na koniec się udławi adidasem.
Oglądanie ulubionych programów sportowych zajęło mi średnio dwie godziny dziennie, przyrodniczych - trzy. No i zawsze, w każdych okolicznościach, na wszystko najlepszy jest dobry film; dwie godziny jak nic. Razem wychodzi coś około 10,5 godziny przed telewizorem codziennie. To się nazywa niemiecka systematyczność i angielska cierpliwość. Czyli promuję rodzimy produkt i tym samym wskazuję, że Polak potrafi.
Dla relaksu, aby dać odpocząć oczom i kręgosłupowi, udaję się do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie sprawdzam wszystkie newsy jakie pojawiają się w internecie. Kiedy się kontroluję, to spędzam przed komputerem nie więcej jak 3-4 godziny.
Codziennie muszę też wysłuchiwać tyrady teściowej, która mruczy pod nosem: "Lepiej, darmozjadzie, weź się wreszcie za robotę. Ile mam cię żywić? Pięć lat już nic nie robisz".
Też mi wielkie wyżywienie. W mojej ulubionej knajpie zjem więcej i lepiej. Kłamie, cholera jedna. Jak to nic nie robię? Haruję przecież jak wół. Dzwonię i esemesuję do prawie wszystkich konkursów, które są w telewizji, internecie i na komórkach. Ona nie ma pojęcia ile mnie to kosztuje stresu i jak muszę wytężać umysł, odpowiadając na trudne pytanie "tak", lub "nie".
Inna sprawa, że po drugiej strony siedzą same kiepskie łby i wybierają zawsze innych. Ale myślę, że to jest system alfabetyczny; teraz są przy nazwiskach zaczynających się na J i K, a moje zaczyna się na Ż. Czyli, cierpliwości, droga mamusiu. Ale ta żmija wypomina mi nędzne grosze za sms i telefon. Czy ona nie wie, że to prawie nic nie kosztuje? Myśli, że ja nie czytam ulotek i nie słucham reklam?
Sam się dziwię, skąd ona bierze te rachunki za telefony. Chyba chce mnie zadręczyć, wścibskie złośliwe babsko!
Tylko na święta staje się jakaś normalniejsza: "Zygmuś, może byś coś zrobił z tymi butelkami i zaniósł je do sklepu?"
Zanieść, łatwo powiedzieć: "Mamusia wie, ile razy będę musiał latać z tymi butelkami, przecież ich tam jest..." Szybko liczę w pamięci: 6 butelek dziennie, soboty i niedziele po 10... zresztą, kto by tam chciał liczyć, no troszkę się nazbierało i co z tego?
"Ale jak mamusi już tak zależy, to mogę je odnieść do sklepu, ale niech mamusia nie myśli, że za darmo". Niech babsko wie, że praca kosztuje.
Raz w miesiącu muszę podołać niesamowitemu wysiłkowi; jestem zmuszony wypełnić skomplikowane "Oświadczenie bezrobotnego o przychodach" i zanieść do Urzędu Pracy, a tam wrzucić do skrzynki. Czemu oni tak męczą człowieka i odrywają go od codziennych zajęć? Nie można by tego zrobić, na przykład, raz na kwartał?
Dopiero przy okazji moich kolejnych urodzin zdałem sobie sprawę z faktu, jaki jestem pracowity. Już prawie wcale nie mam czasu dla siebie. A włączając w to stres, jakiemu jestem poddawany ze względu na tak znaczne obciążenia, to nie wiem nawet czy którykolwiek urzędnik pracuje tyle co ja.
Ci, którzy mówią, że nie ma pracy to zwykłe obiboki. Wystarczy spojrzeć na mnie - pracuję i mam. Nie narzekam, nie wystaję pod budką z piwem, czy na klatce schodowej; to takie prostackie. Ja jestem domatorem. Siedzę w domu i ciężko pracuję. Same korzyści są z tego. W domu porządek, posiłki na czas. Wszystkiego muszę sam dopilnować, organizując pracę żonie i teściowej.
A stres? No cóż, coś za coś. Nie ma lekko. Ale wszystko to osiągnąłem przez pięć lat ciężkiej pracy. Pięć lat wyrzeczeń i poświęceń...

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone