Popularność
serwisu społecznościowego Nasza Klasa stale rośnie. Niedawno
obsługa portalu z dumą obwieściła, że liczba zalogowanych
"uczniów" przekroczyła 6 mln. To w rzeczy samej robi wrażenie,
nawet biorąc pod uwagę fakt, że część użytkowników jedynie
się zalogowała, ale praktycznie nie uczestniczy w życiu portalu
i swojej świeżo odnalezionej klasy.
Ale nie w sukcesie rzecz. Natknęłam się niedawno na artykuł
w gorzowskiej GW, którego autorka podnosi problem nieodpowiedzialnych
policjantów i świeżo upieczonych absolwentów szkół policyjnych
w Szczytnie, Poznaniu, Pile czy Katowicach. Panowie tajniacy,
ku przerażeniu swoich przełożonych, pozdejmowali przylepione
brody, czarne okulary, opuścili kołnierze prochowców, obfotgrafowali
się w mundurach, krótkich spodenkach, z psami, żonami czy
puszkami piwa, i umieścili te fotki na portalu, wraz ze swoim
imieniem, nazwiskiem, oraz adresami pokończonych szkół. James
Bond pewnie zagryzłby brwi z konsternacji, ale nie jeden z
oficerów grupy operacyjnej, który w swoim profilu zwierzył
się nawet co robi, i w jakim celu.
Starsi stażem policjanci i przełożeni zdekonspirowanych funkcjonariuszy
są przerażeni falą bezmyślności, która niesie ze sobą niebezpieczeństwo
nie tylko dla prowadzonych spraw, ale zagrożenie życia dla
"tajnych" i ich rodzin. Wystarczy bowiem, zdaniem jednego
ze starych wyjadaczy, by przestępca poznał imię lub rasę psa,
a tajny stróż prawa lub jego rodzina mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.
A co w takim razie zrobić z półgłówkami, którzy w swoich galeriach
zamieścili zdjęcia własnych dzieci wraz z ich imionami i informacjami,
do jakich przedszkoli chodzą? Odstrzelić od razu, czy poczekać,
aż zrobi to lokalna mafia?
- Na Naszej Klasie zalogowały się znane osoby - szczycą się
administratorzy portalu. Są wśrod nich artyści, politycy,
dziennikarze i parlamentarzyści. Oficjalny cel jest jeden
- odnowić dawne znajomości i zajrzeć w życiorysy zapomnianych
kolegów ze szkolnej ławy. Celem nieoficjalnym może być żądza
wiedzy o tym, jak komuś się powiodło, przekazanie informacji,
jak się nam powiodło i zerknięcie, czy klasowa piękność wizualnie
bardzo podupadła. W pojemnych galeriach zamieszczane są zdjęcia
dzieci, w celach pochwalno-poglądowych. O ile nie ma to większego
znaczenia przy osobach niepublicznych, to zakrawa na całkowitą
bezmyślność w przypadku osób publicznych, pracowników administracji
państwowej, właścicieli dochodowych firm czy właśnie pracowników
policji. Dziecko znanej lub wyjątkowo zamożnej osoby, z całkowicie
obnażoną prywatnością, podane jest na tacy pod nos wszelkiej
maści przestępców, szantażystów czy choćby osiedlowych mętów.
W ten sposób jego bezpieczeństwo, zamiast być chronione, wystawione
jest na prawdziwą próbę ognia.
Nie dotyczy to tylko Naszej Klasy. Niedawno Onet zamieścił
na swojej stronie głównej link do blogu młodej matki na jakimś
kupkowo-kaszkowym forum dość niskich lotów. Blog straszył,
ale nie tylko ze względu na wagę przemyśleń autorki i jej
styl literacki. Bezmyślna dziewczyna zamieściła w swoim blogu
nagie zdjęcia swojego około rocznego dziecka. Skomentowałam
to, ale zareagowała w sposób mało salonowy. Napisałam więc
do niej prywatny list pytając, czy wie, ilu pedofilów ściąga
teraz te zdjęcia i będzie nimi handlować na pedofilskich stronach
w internecie. I czy ten brak szacunku do własnego dziecka
jest wynikiem wyłącznie jej głupoty, czy postanowiła poniżyć
swojego synka w sobie tylko znanym celu? Po kilku godzinach
zajrzałam na jej stronę żeby sprawdzić, czy zareagowała. I
tu spotkało mnie spore zaskoczenie - zniknął cały blog. Wykasowała
nie tylko zdjęcia, ale zlikwidowała swoją stronę. Na szczęście
dla siebie i tego biednego chłopczyka.
Wracając do największej obecnie w Polsce bezpłatnej bazy danych,
jaką jest Nasza Klasa - jestem przekonana, że popularność
serwisu wzrasta nie tylko wśród użytkowników, ale też wielu
polskich instytucji. Portal musi być skrupulatnie monitorowany
przez urzędy publiczne, które zatrudniają specjalistów do
spraw internetu. Ich zadaniem jest wyłapywanie informacji
o petencie/kliencie/pacjencie/obywatelu z sieci. Niedawno
policja ujęła przestępcę, który zadzwonił do jednej z warszawskich
komend policji z informacją, że z zemsty podłożył pod nią
bombę. Dzięki namierzeniu numeru komórkowego ustalono dane
błyskotliwego mściciela, natomiast miejsce jego pobytu wskazały
posty na klasowym forum. Bystrzak wpadł, policjantom poprawiły
się statystyki wykrywalności, a portal społecznościowy może
poszczycić się opracowaniem metody na skuteczną współpracę
z policją. Oklaski!
Dzięki galeriom zdjęć na pewno zwiększy się wykrywalność oszustw
podatkowych, bo nic tak nie rozsierdzi poborcy skarbowego,
jak fotografia ubogiego dłużnika w nowym porsche, np. pod
jakąś dziką palmą. Być może ręce zaciera też druga z moich
ulubionych polskich instytucji, czyli ZUS. Zdjęcie balującego
niedoszłego rencisty, któremu nie daje (oficjalnie) żyć i
pracować sterany kręgosłup może być dowodem w sprawie o próbę
oszustwa, wyłudzenia, czy jakiejkolwiek, gdzie chory doznał
cudownego ozdrowienia, ale zapomniał poinformować o tym odpowiednią
instytucję.
Największa polska baza danych rozrasta się codziennie poprzez
pączkowanie. Bezpłatne dane płyną, lecą, fruną i mkną do komputerów
tych, którzy wcześniej musieli je kupować lub uzyskiwać podstępem.
Ale najzabawniejsze jest to, że sami obywatele łamią jedną
z ustaw, która została opracowana dla ich szeroko pojętego
dobra. Kuriozalna i utrudniająca codzienne życie Polakom,
znienawidzona przeze mnie Ustawa o ochronie danych osobowych
zjada własny ogon. I tak się przy tym dławi i krztusi, że
aż miło popatrzeć. Prawdziwy polski karnawał!
|