CZĘŚĆ
PIERWSZA
CZĘŚĆ
DRUGA
Wydawałoby
się, że Ameryka
Północna odreagowała już strach, jaki padł na USA i Kanadę
po 11 września. Na lotniskach zwiększyła się ilość kamer bezpieczeństwa,
pracowników ochrony i procedur do przejścia, by móc dostać
się na pokład samolotu. Jednak podróżnym podczas odprawy paszportowej
nadal są odbierane pilniczki i obcinacze do paznokci, a pokurczone
staruszki są poddawane rewizji osobistej w celu ewentualnego
udaremnienia im prób przemytu broni palnej.
Kanada, mimo że nie doświadczyła bezpośrednio skutków ataku
terrorystycznego w 2001 roku, idąc w ślad Stanów Zjednoczonych
zaostrzyła przepisy dotyczące bezpieczeństwa zarówno na krajowych,
jak i na międzynarodowych portach lotniczych. Jednak na przełomie
maja i czerwca 2006 roku Toronto, królujące w statystykach
najbezpieczniejszych miast świata przeżyło szok. Służby specjalne
udaremniły atak bombowy na centrum miasta zaledwie kilka dni
przed zaplanowanym terminem. W mediach się gotowało, ale prawdziwy
wybuch nastąpił kiedy wyszło na jaw, że terroryści uzgadniali
szczegóły dotyczące wysadzenia CN Tower przez internet, wykorzystując
do tego tzw. pokoje prywatne na ogólnie dostępnym czacie.
Rząd Kanady musiał odpowiedzieć wtedy na niewygodne pytania,
czy kraj naprawdę jest bezpieczny.
Psychoza strachu po udaremnieniu zamachu panowała w całym
kraju, co spowodowało zaostrzenie i tak surowych przepisów
lotniskowych. Przez ponad miesiąc podróżnym nie wolno było
przewozić w bagażu podręcznym żadnych płynów, sprayu ani żelu,
nawet jeśli były lekarstwami i miały ratować życie chorym
na astmę czy usychającym z pragnienia niemowlętom.
Dziś społeczeństwo Kanady zwraca się do rządu i mediów z kolejnymi
pytaniami, tym razem związanymi z tragiczną śmiercią Roberta
Dziekańskiego: jak to możliwe, że w kraju uznawanym za kolebkę
wolności i praw obywatelskich doszło do takiego aktu agresji?
Jak bezpieczny jest port lotniczy w Vancouver, skoro prawie
dwumetrowy człowiek w jasnej kurtce przebywał na strzeżonym
obszarze przez 6 godzin niezauważony prawie przez nikogo?
Dziesięć dni po tragedii, która wydarzyła się w nocy z 13
na 14 października matka zmarłego, Zofia Cisowski, wzięła
udział w wizji lokalnej na lotnisku. To wydarzenie ujawniło,
że bezpieczeństwo pasażerów i pracowników YVR [międzynarodowy
symbol lotniska - przyp. red.] jest pozorne, a restrykcyjne
przepisy rozmijają się wzajemnie w absurdalny sposób.
Brak komunikacji
W tragiczną sobotę Zofia Cisowski przez dziewięć godzin krążyła
po lotnisku, błagając urzędników o pomoc w ustaleniu miejsca,
gdzie mógl znajdować się jej syn. Po kilku godzinach przerażona
kobieta uzyskała informację, że pasażer o nazwisku Robert
Dziekański nie widnieje na żadnych listach dostępnych obsłudze
naziemnej. Nie wiedziała wtedy, że nie istnieje połączenie
komputerowe między strefą celną, imigracyjną i biurem informacji
na lotnisku.
Dyrektor generalny YVR Larry Berg w zdecydowany sposób odniosł
się do problemu komunikacji komputerowej na lotnisku. "Działamy
w oparciu o przepisy dotyczące współdziałania między administracją
lotniska a CBSA [Kanadyjską Agencją Służb Granicznych - przyp.
red.]. Służby te komunikują się bezpośrednio z pasażerami
jedynie w wyjątkowych sytuacjach lub w przypadku zagrożenia",
oświadczył.
Tym samym rozwiązuje się zagadka, dlaczego dane dotyczące
nowego imigranta, który w ciągu dziesięciu godzin przebywania
w strefie celnej musiał minimum dwukrotnie okazać paszport,
nie zostały przesłane do komputerów administracji portu lotniczego.
Rozporządzenie wewnetrzne, które stanowi o tym, że administracja
lotniska nie dysponuje listami pasażerów, powoduje, że nie
można ustalić, kto właśnie przyleciał do kraju, czyli faktycznie
przekroczył granicę Kanady. Z tych absurdalnych działań i
przepisów można wysnuć następujący wniosek: jeśli służby bezpieczeństwa
lotniska w Vancouver otrzymają informację, że jednym z samolotów
przylatuje Bin Laden, CBSA nie będzie wiedziała którym. Tajemnica
ta jest zabezpieczona przepisami, które wymyślił sam zarząd
lotniska i wciąż stosuje z powodzeniem.
Co widziały kamery
26 listopada odbyła się w Vancouver konferencja prasowa,
na którą czekał cały kraj. Alain Jolicoeur, szef CBSA zaimponował
mediom cenną umiejętnością - mówiąc przez godzinę nie powiedział
praktycznie nic. Żeby było weselej, dziennikarze usłyszeli
początkowo, że mogą zadać najwyżej cztery, pięć pytań. Dopiero
po ich stanowczym proteście Alain Jolicoeur zgodził się opowiedzieć
szczegółowo, co w wewnętrznym śledztwie CBSA wyszło na jaw
w związku z ostatnimi godzinami życia Roberta Dziekańskiego.
Po pięciu tygodniach od tragedii ujawniono, że Dziekański
ok. 16:00 czasu lokalnego przeszedł, tak jak inni pasażerowie,
odprawę paszportową. Podobno odbyła się bez problemu. Natomiast
do odprawy imigracyjnej stawił się dopiero o 22:30, czyli
po sześciu i pół godzinach. Zakończył ją zaraz po północy
i skierował się do wyjścia. Jak oświadczył Jolicoeur, na nagraniu
z kamer bezpieczeństwa widać Roberta Dziekańskiego opuszczającego
wraz z innymi strefę celną, a jego zachowanie nie różni się
niczym od zachowania reszty pasażerów. Jednak dziennikarzy
to oświadczenie nie usatysfakcjonowało i próbowali dociec,
co przedstawia zapis wideo z ponad sześciu godzin przebywania
Roberta w strefie zamkniętej. Jolicoeur oznajmił uroczyście,
że kamery bezpieczeństwa nie obejmują całego obszaru strefy
strzeżonej. Dodatkowym utrudnieniem był, zdaniem szefa CBSA,
trwający w tej części lotniska remont, więc niektóre z kamer
miały ograniczone "pole widzenia".
Z tego smutnego raportu można wyciągnąć dwa logiczne wnioski:
albo Robert Dziekański świadomie i w sobie tylko znanym celu
przemykał zakosami po obszarach niemonitorowanych przez kamery,
albo go tam po prostu nie było. A jeśli go tam nie było, to
gdzie był?
Oczywiste jest, że podczas odprawy celnej natychmiast zorientowano
się, że to świeży imigrant i skierowano go na dodatkowe procedury.
Turysta nie musi przechodzić przez stanowiska imigracyjne,
po odprawie paszportowej odbiera z tzw. karuzeli bagaż i kieruje
się do wyjścia. Jednak Robert, zgodnie z prawem wylądował
przed obliczem urzednika z Immigration Canada. Tam mężczyzna
został zamknięty w pilnie strzeżonym pomieszczeniu. To pierwszy
lokal, z jakim zapoznają się nowi imigranci; zamknięty na
wypadek, gdyby chcieli np. prosić o status uciekiniera, a
następnie zniknąć w przepastnym interiorze Kolumbii Brytyjskiej.
W podziemiach lotniska jest nawet podręczne więzienie dla
takich niesfornych, żebrzących o status humanitarny.
Być może Robert wcale nie błąkał się po hali przylotów. Może
ktoś ktoś przetrzymywał go gdzieś, gdzie przetrzymywać nie
powinien, i z powodów oczywistych nie powinno wyjść to na
światło dzienne?
Kto tłumaczył?
Zaraz po zakończeniu procedury imigracyjnej, świeżych kandydatów
na Kanadyjczyków kieruje się do hali odbioru bagażu. A jak
widać na filmie, Robert nie miał bagażu. Mógł nie chcieć przejść
przez szklane drzwi, bo wiedział, że nie będzie mu wolno wejść
do strefy strzeżonej z powrotem (szklane drzwi otwierają się
tylko w jedną stronę), a jego walizki wciąż były diabli wiedzą
gdzie. Słowa, jakie wykrzykiwał w zdenerwowaniu świadczą,
że zwracał się do konkretnej osoby: "K***a, myślisz,
że jak jesteśmy w innym kraju to co? Oskarżę ciebie!".
Być może do kogoś, kogo prosił o pomoc lub kto odmówił mu
pomocy w poszukiwaniu walizek z jego cennymi atlasami i książkami
geograficznymi.
Kolejną niejasnością, dręczącą śledczych i dziennikarzy było
to, kto pomógł Polakowi wypełnić dokumenty na lotnisku. Do
dnia emisji filmu zarząd lotniska utrzymywał, że feralnego
dnia mieli dyżur wyłącznie tłumacze z niemieckiego, francuskiego
i języków azjatyckich. Berg przyznał, że CBSA ma własnych
tłumaczy i to oni pomogli Polakowi w wypełnieniu dokumentów
imigracyjnych. Na pytanie dziennikarzy, czemu zwlekał miesiąc
z udzieleniem tej prostej informacji, prezes zarządu lotniska
odpowiedział, że "skupił się przede wszystkim na współpracy
z policją i biurem koronera". Jak widać, skupienie skutecznie
przeszkadzało mu w odpowiedzi na nieskomplikowane pytania.
Miesiąc po tragedii w aktach sprawy pojawił się też inny pracownik
YVR, Karel Vrba. Słowak z pochodzenia nieźle posługuje się
językiem polskim. Okazało się, że ten pracownik płyty lotniska
miał feralnej nocy dyżur i przyszedł do pomieszczeń centrum
operacyjnego, żeby zabrać potrzebne mu dokumenty. O tym, że
zna polski musieli wiedzieć jego koledzy z pracy. Co ciekawe,
Verba zna też rosyjski, a przez długi czas zarówno świadkowie
zdarzenia, jak i interweniujący policjanci podejrzewali, że
imigrant przyleciał z Rosji ("Speaks Russian" -
można usłyszeć na nagraniu z miejsca tragedii). Karel Vrba
o tym, co naprawdę wydarzyło się w noc jego dyżuru dowiedział
się z telewizji. Po emisji filmu zdecydował się opowiedzieć
o sobie dziennikarzom. Stracił jednak pracę - zarząd lotniska
uznał, że Słowak jednak niewłaściwie wywiązuje się ze swoich
obowiązków służbowych.
Złamane zasady
Kolejnym absurdem w tej całej smutnej historii jest postawa
RCMP (Royal Canadian Mounted Police - Królewskiej Kanadyjskiej
Policji Konnej). Wkrótce po tragedii Pierre Lemaitre z biura
prasowego policji podzielił się z mediami informacją, że "przyjezdny
krzyczał coś niezrozumiale, prawdopodobnie po hiszpańsku".
Jeśli po hiszpańsku, to skąd wniosek, że niezrozumiale? Skoro
w Kanadzie mieszkają imigranci ze 187 krajów świata (!), to
fakt posługiwania się językiem innym niż angielski i francuski
nie powinien budzić zaskoczenia. Na międzynarodowym lotnisku
jednego z największych miast - jednak wzbudził.
Przedstawiciel policji federalnej, nieświadom faktu, że nagranie
video z tragicznej nocy wkrótce obejrzy cały świat, snuł przed
kamerami opowieść o dwóch wezwanych na lotnisko funkcjonariuszach,
którzy zaatakowani przez agresywnego pasażera wysłali w jego
kierunku przepisowe 50.000 wolt. Jednak kanadyjski dziennik
"The Province" doszukał się zaleceń, które RCMP
ma stosować w przypadku zamiaru użycia paralizatorów. Zasada
numer jeden mówiąca, że szok elektryczny może być zastosowany
wyłącznie wobec osób stwarzającyh bezpośrednie zagrożenie
lub próbujących uniknąć aresztowania, została złamana po 24
sekundach od wejścia czterech kanadyjskich "konnych"
do hali przylotów. Zasadą numer dwa jest zakaz użycia tasera
wobec tej samej osoby więcej niż jeden raz. Nie zdziwi mnie,
jeśli na ewentualnym procesie obrona uzna, że zgodnie z przepisami
dwaj z funkcjonariuszy zastosowali po jednym impulsie. A skoro
było ich czterech, to i tak 50 procent bezpośredniego środka
przymusu nie zostało nawet wyjęte z kabur.
Trzecia zasada mówi, że ranny powinien mieć możliwość swobodnego
oddychania. Niestety, w rozporządzeniu nigdzie nie jest napisane,
że przygniecenie kolanami szyi i klatki piersiowej leżącego
może oddech uniemożliwić, więc Mounties mieli prawo o tym
nie wiedzieć. Jak również wyszło na jaw podczas śledztwa,
jeden z pracowników lotniska przeszedł przeszkolenie medyczne
i wiedział, jak używać defibrylatora. Jednak do konającego
wezwano karetkę z miasta, która przybyła na miejsce dopiero
po 12 minutach. Informacja, że w tym czasie na lotnisku miał
dyżur ratownik medyczny może stać się już trudna do uwierzenia.
Czterej policjanci twierdzą, że nim przyjechała karetka, udzielili
Robertowi pierwszej pomocy, która rzekomo polegała na regularnym
mierzeniu pulsu umierającego. Wystarczy uważnie obejrzeć film
z lotniska, by zdać sobie sprawę, że tylko "kanadyjscy
konni" opanowali trudną sztukę wyczuwania tętna przez
grube, skórzane, policyjne rękawiczki. Jak twierdzi lekarz
z wezwanego ambulansu, funkcjonariusze odmówili zdjęcia zmarłemu
kajdanek, co mogłoby umożliwić reanimację. Najprawdopodobniej
obawiali się zmartwychwstania, bo innego wytłumaczenia tego
faktu nie widzę.
Wszyscy czterej funkcjonariusze, którzy są zamieszani w śmierć
Roberta Dziekańskiego zostali odsunięci od obowiązków służbowych
już dwa dni po wypadku, przede wszystkim w celu zapewnienia
bezpieczeństwa... im samym. "Teraz wykonują zadania,
które nie wymagają podejmowania interwencji", powiedział
ich szef. Natomiast sierżant kadrowy RCMP oświadczył, że powtórny
przydział do służby oficerów zamieszanych w sprawę zabójstwa
nie jest dla Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej "niczym
nieprawidłowym".
Welcome to Canada!
|