Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PRECZ Z SAMOLOTAMI!

Elżbieta Griffith




Grupa wiernych zgromadziła się w środę rano pod strzelistym stropem katedry, by rozpocząć dzień od... szampana. Tak naprawdę ta katedra to kopuła nad wnętrzem dworca kolejowego, a wierni to grupa dobrze ubranych pasażerów biznesowych - ale nastrój miejsca miał w sobie coś sakralnego.

W dniu, kiedy ponownie oddano do użytku po renowacji dworzec św. Pankracego w Londynie, skąd wyrusza w trasę super szybka linia Eurostar, panowała tu atmosfera z jednej strony wesołości, z drugiej nobliwości. Obcy flirtowali ze sobą. Mocno przypudrowane starsze panie sączyły szampana zaledwie kilka metrów od torów. Od czasu do czasu ktoś spoglądał w górę, na szklany sufit przepuszczający promienie słońca, i mruczał: "Wspaniały, prawda?"
Jak na ocalonego od rozbiórki, dworzec św. Pankracego wygląda niezwykle żywotnie. Ten akt wskrzeszenia może sprawić, że samo podróżowanie koleją odzyska swój romantyczny czar.
"Czy jazda pociągiem jest lepsza od lotu samolotem?", pyta swoją partnerkę jeden z podróżnych oczekujących na pociąg do Paryża. "Czy jest lepsza niż stanie w kolejce na Heathrow z butami w dłoni, podczas gdy ktoś próbuje zetrzeć mi szminkę z ust? Tak sądzę", odpowiada kobieta.

Cud epoki

Ponad naszymi głowami wznoszą się dźwigary kopuły, zbudowanej w 1868 roku przez Williama Henry'ego Barlowa, które po renowacji odzyskały oryginalny błękitny kolor. To one podtrzymują setki metrów kwadratowych szklanego dachu. Podczas bombardowań w czasie Pierwszej i Drugiej Wojny Światowej św. Pankracy stracił szkło, ale stalowe klamry ocalały.
Na jednym z końców dworca znajduje się wspaniały, neogotycki Midland Grand Hotel. Jego spiczaste wieżyczki i wąskie kolumny przypominają zamek z bajek dla dzieci. Remont hotelu zakończy się za dwa lata.
Kiedy 139 lat temu oddawano do użytku hotel i dworzec wraz z kopułą, gazety pisały o "cudzie epoki". Dziś, jak twierdzi Alistair Lansley, architekt odpowiedzialny za renowację, św. Pankracy jest ósmym cudem świata. To nie przechwałki; zrozumie to każdy, kto postawi tu stopę. Na marginesie: już sam 90-metrowy, najdłuższy w Europie champagne bar zasługuje na miano cudu.
Wsiadam do pociągu do Paryża, kurs o 12:30. Obok demonstrują członkowie Greenpeace, którzy przyszli tu poprzeć "zieloną" inicjatywę korporacji Eurostar (pociągi na kontynent są określane jako "wolne od węgla" - co zresztą potwierdzili specjaliści zarówno z Greenpeace, jak i Friends of the Earth). Jeden z aktywistów prosi mnie o podpis pod petycją przeciwko budowie trzeciego pasa startowego na Heathrow. Odpowiadam, że umrę szczęśliwa, jeśli nie będę więcej musiała odlatywać z tego lotniska.
"Witamy Państwa w historycznej podróży. Niebawem osiągniemy prędkość 186 mil na godzinę", mówi konduktor. O, pardon! Nie konduktor; w Eurostar noszą oni miano pilotów. Pociąg wytacza się ze stacji i wyrusza w drogę. Jego trasa to największe europejskie przedsięwzięcie inżynieryjne. Renowacja wielkiego dworca i budowa torów super szybkiej kolei - z Londynu do tunelu pod Kanałem La Manche, kosztowały ponad 10 miliardów dolarów. Podróż z Londynu do Paryża została skrócona o 20 minut. Obecnie trwa ona 2 godziny i 15 minut.
Mkniemy przez płaski teren estuarium Tamizy. To tu będą rozgrywane igrzyska olimpijskie w 2012 roku. Pociągi Eurostar będą pewnie wtedy przewozić kibiców.
Tymczasem wędruję do wagonu barowego. Co by tu wybrać? Saumon fumé, czy jambon et fromage? Jedno wiem na pewno - raczej już nie wsiądę do samolotu.

Samolotom już dziękujemy

Minionego lata razem z mężem i dziećmi postanowiliśmy przesiąść się do pociągów. Po części z przyczyn nostalgiczno-sentymentalnych, po części zaś ze względu na doświadczenia wyniesione z lotów różnymi europejskimi liniami. Skomentuję je dwoma słowami: nigdy więcej. Prędzej dam sobie wyskrobać wątrobę zardzewiałą łyżeczką.
Naszym celem była wioska położona niedaleko Rzymu. Całą trasę dało się więc pokonać w dwóch skokach: najpierw Eurostarem do Paryża, a stamtąd nocnym pociągiem do Rzymu.
Nasze dzieci uwielbiają jazdę pociągiem, a zwłaszcza nocą. Zachwycają je drabinki do łóżek w przedziałach sypialnych i pasy zabezpieczające przed wypadnięciem. Przypomniały mi się podróże koleją z mojego dzieciństwa, kiedy mama pakowała nas do przedziału, a rano wysiadaliśmy nad morzem.
Nie zapamiętałam nic szczególnego z żadnego z lotnisk (a zaliczyłam ich dotąd niemało). W pociągu zawsze wydarzyło się coś ciekawego. Pamiętam faceta w Grecji, który wędrował po wagonach oferując souvlaki z jagnięciny - dosłownie chwilę po tym, jak pociąg rozjechał sześć owiec. Albo kłócące się bez przerwy irlandzkie małżeństwo, które zaczęło śpiewać "Dirty Old Town", kiedy wjeżdżaliśmy do Dublinu. Albo tę noc, kiedy spałam na podłodze w jugosłowiańskim pociągu, a w stronę mojej głowy płynął strumyczek moczu wylewający się z zapchanej ubikacji.
A widoki podziwiane przez okno przedziałów? Lasy, rzeki, góry, miasta, wsie... Co można zobaczyć w samolocie? Najwyżej jakiegoś gnoma w fotelu obok i jego przydługie włosy założone za uszy.
Czy pociągi mogą rywalizować z taniejącymi przelotami? Mogą, przynajmniej w Europie. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę nieudolność pracowników niektórych lotnisk. A i względy ekologiczne mogą mieć tu znaczenie. Np. Eurostar deklaruje, że jego pociągi emitują dziesięć razy mniej związków węgla niż samoloty, które pokonują tę samą trasę.

Życie po życiu

Pociąg nr 9024 z dworca św. Pankracego w Londynie wjechał na Gare du Nord w Paryżu dokładnie po 2 godzinach i 19 minutach drogi. W ciszy. Wprawdzie miała się odbyć jakaś ceremonia powitalna, ale akurat tego dnia część pracowników sektora publicznego strajkowała w proteście przeciwko reformie systemu emerytalnego.
Kilka godzin później wracamy do Londynu. Nagle dociera do mnie, że dziś da się urzeczywistnić marzenie hedonisty - lunch na kontynencie, a obiad na wyspie, po powrocie.
Pociąg pędzi, być może z obiecaną prędkością 186 mil na godzinę, zwalniając tylko przed stacjami.
Przez okno dostrzegam stary kościół św. Pankracego. Kiedy w połowie XIX wieku Midland Railways kładły pierwsze tory, z przykościelnego cmentarza trzeba było usunąć setki zwłok i przewieźć je do innych nekropolii.
W champagne bar na dworcu ciągle niezły tłumek, choć to oczywiście już inni klienci. Niebawem wewnątrz konstrukcji dworca pojawią się inne luksusowe przybytki - sklepy, bary i kawiarnie. Sklepy zajmą dworcowe podziemia, pierwotnie używane jako magazyn piwny, a w czasie kiedy dworzec popadł w ruinę - będące siedliskiem prostytutek i narkomanów.
To w ogóle cud, że św. Pankracy przetrwał. Jego kształt i wystrój, cały ten wiktoriański charakter, wielokrotnie narażały go na rozbiórkę. Przez krótki czas British Rail używała hotelu jako swoich biur, ale potem i on opustoszał. Kochali go tylko zwykli londyńczycy, kolejowi maniacy, konserwatorzy sztuki i artyści, którzy włamywali się do środka i urządzali tam happeningi.
Swoje nowe życie św. Pankracy zawdzięcza poecie. John Betjeman, wraz ze Stowarzyszeniem Wiktoriańskim lobbował, namawiał, przykręcał śrubę - i wreszcie udało mu się ocalić dworzec. Oczywiście było w to zaangażowanych znacznie więcej osób. Wbrew stanowisku kierownictwa British Rail, które przez wiele lat dążyło do wyburzenia obiektu, niektórzy z jego członków uparcie walczyli o jego przetrwanie. Wśród nich emerytowany dziś Bernard Kaukas. Wspominając odsłonięcie pomnika Johna Betjemana mówi, że nie wierzył, iż taki dzień nadejdzie. Nie wierzył, że uda się przywrócić dworcowi oryginalny wygląd, wygląd cudu epoki. "Wie pani jak się czuję wchodząc tam dzisiaj?", zapytał mnie. "Jestem oniemiały z wrażenia."

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone