Faceci
to dziwny gatunek. Potrafią ekscytować się gadżetami, będącymi
poza ich wszelkim zasięgiem. Jak bowiem traktować pasję związaną
z samochodami? Śledzenie ciągle nowych modeli, które po pierwsze
nigdy nie pojawią się na polskich drogach, po drugie kosztują
tyle, że prawie w ogóle nigdzie się nie pojawią?
Tak czy siak, ta religia ma swoich zagorzałych wyznawców,
a jednym z jej internetowych ołtarzyków jest strona "Autokrata
- nie wszystkie auta rodzą się równe". Są tu wszyscy
bogowie, do których modlą się motoryzacyjni frustraci. Jest
mercedes, lamborghini, porsche, i wiele wiele innych. Zaiste,
pokłony przed ekranem monitora można tu bić bez końca. Za
krótkim kliknięciem myszki można znaleźć się w świątyni audi
albo BMW. Oczywiście kapłani tej religii odcinają się od finansowych
bolączek nas, maluczkich. W dobrym tonie jest bowiem ponarzekanie
sobie na to i owo. Samochód kosztuje gdzieś w okolicach 200
tysięcy złotych (czyli jego roczne ubezpieczenie to tyle,
ile w tym czasie w ogóle zarabiam), ale w tekście znajdują
się przesmradzania o tym, że "to tylko zwykła wersja",
"trochę przeszkadza elektroniczna blokada", a to
skóra na siedzeniach za śliska, a to silnik bez wigoru.
Po co to udawanie? Czy nie lepiej napisać, że pieszczenie
dupska fotelem najnowszego modelu samochodu podczas testu
było jednym z najpiękniejszych, choć krótkotrwałych życiowych
doznań dziennikarza? Czy nie lepiej z otwartą przyłbicą wyznać,
że nigdy nie będziemy mieli czegoś takiego? Szukanie przysłowiowej
dziury w całym w przypadku luksusowego samochodu przypomina
trochę usprawiedliwianie się przed światem z własnego ubóstwa.
Otóż zamiast narzekać na takie cudeńko wolałabym je po prostu
mieć. Ponieważ to jednak niemożliwe - nie zawracam sobie tym
głowy. Oglądanie sportowego modelu jaguara na ekranie komputera
kojarzy się z próbą skonsumowania ciastka, które od głodnych
oczu biednego dziecka oddzielone jest grubą szybą.
A ileż tu fachowych komentarzy do artykułów! Czy Ford Mustang
Roush 428R ma 500 koni, czy tylko 450? Ileż uczonych głosów
w nobliwej debacie. Ludzie! Problemy głodującego Trzeciego
Świata schowajcie do szuflady, najpierw trzeba sprawdzić ile
wyciąga ten samochód! Weźmy inny przykład. Niejaki Michał
- poczciwy chłopina, zobaczył ("oglądnął") przypadkiem
Bentley'a Continental GTC. Jakie wrażenia? To oczywiście "świetne
auto", choć wersja czterodrzwiowa "jest kompletną
kupą". Trzymając się dalej tego języka można tylko podsumować:
ze..ała się bieda i płacze.
Przyłapałam się właśnie na tym, że powyższe uwagi mniej dotyczą
strony, a bardziej zjawiska, którego jest ona ilustracją.
Oczywiście witryna jest bardzo estetyczna i kolorowa. Dziwi
mnie tylko nazwa. "Autokracja - rządy jednostki dysponującej
nieograniczoną władzą, a także: państwo o takim systemie rządów;
samowładztwo". Tyle słownik. Autor strony najwyraźniej
do niego nie zajrzał. Przypuszczam, że nazwa "autokrata"
kojarzy mu się z samochodową arystokracją. No, to gratulacje.
|