Zainteresowanie
"niszowymi" gwiazdami jest u nas ściśle uzależnione
od ich wizyt w kraju. Jeśli nie przyjeżdżają, muzyczne dokonania
zauważane są tylko przez garstkę pasjonatów. Sezonową popularność
Eliane Elias przyniósł jej lipcowy występ na "Ladies'
Jazz Festiwal" w Gdyni. Może więc warto przyjrzeć się
najnowszej płycie artystki mimo, że od jej wydania minął już
równy rok.
Elias należy do najbardziej lubianych i popularnych pianistek
i wokalistek jazzowych. Ugruntowana pozycja w branży pozwala
jej na wybryki. W takich kategoriach właśnie odbieram płytę
"Around the City". To materialny dowód na to, że
artystka zapragnęła włączyć się w główny nurt biznesu muzycznego,
ze wszelkimi tego konsekwencjami. A te są raczej złe. Ubiegłoroczna
płyta Elias w swojej stylistyce przypomina bowiem generalnie
masową produkcję z kategorii "pop". W zasadzie,
gdyby tę płytę nagrała Madonna (a fe!), to byłbym mniej zaskoczony.
Taka złośliwość jest uzasadniona zwłaszcza przy utworach rozpoczynających
płytę. "Running" ,
czy tytułowe "Around the City" to żenujące nieporozumienie.
Skąd na płycie wziął się klimat rodem z tancbudy dla pryszczatych
widzów MTV? Odpowiedź jest prosta. Do trzech utworów na płycie
przyłożył rękę Lester Mendez, producent takich gwiazdeczek
jak Shakira, czy modniejsza ostatnio Nelly Furtado. Widać
w tym desperacki wysiłek Elias zmierzający ku temu, by wspiąć
się na wyżyny list przebojów. Ale po co kobiecie start w takiej
dyscyplinie muzycznej - tego nie wiem. 47-latka nie wygra
z idolami nastolatków, nawet jeśli w książeczce płyty będzie
się chwalić wyretuszowanym w Photoshopie dekoltem. Z drugiej
strony, uczciwie trzeba przyznać, że "We're So Good"
jest świetnym materiałem na melancholijny przebój.
Na szczęście "Around the City" ma coś do zaproponowania
wiernym fanom. Takie kompozycje Elias jak "Tropicalia"
sprawiają, że mimo wszystko warto sięgnąć po tę płytę. To
co na krążku jest piękne, to na przykład gitara brazylijskiego
weterana bossa novy Oscara Castro-Nevesa, czy gitara hiszpańskiej
gwiazdy flamenco Vincente Amigo. Skoro mowa o słynnych muzykach,
to trzeba wymienić jeszcze występującego tu flecistę Dave'a
Valentina czy najbardziej chyba rozchwytywanego perkusjonistę
na świecie - Paulinho da Costę. Poza tym "Around The
City" przypomina trochę przedsięwzięcie rodzinne. Występuje
tu ex-małżonek Elias - słynny trębacz Randy Brecker, ich córka
Amanda Elias Brecker, a także obecny mąż pianistki - basista
Marc Johnson.
O dziwo, z płyty trudno się zorientować, że Elias jest wyśmienitą
pianistką. Gdzieniegdzie pojawiają się tylko skromne próbki
dające niezorientowanym przedsmak tego, co potrafi artystka.
Jest jeszcze jedna cecha, która daje o sobie znać dopiero
w drugiej części albumu. Elanie Elias jest Brazylijką. Bossa
nova to klimat, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Jej
ojczystym językiem nie jest angielski, ale portugalski. Jeśli
do tego dodać niezbyt agresywny głos wokalistki, to można
ją śmiało pomylić z Astrud Gilberto. Szkoda, że takich momentów
jak "Chiclete Com Banana"
nie ma tu więcej.
Aż trudno pojąć jak na jednej płycie mogły się znaleźć tak
różne klimaty. Można odnieść wrażenie, że układ utworów planowany
jest w taki sposób, by potencjalny nabywca dał się skusić
po przesłuchaniu dwóch, trzech pierwszych ścieżek. Coraz częściej
więc płyty jazzowe zaczynają się sieczką, czego Elanie Elias
jest smutnym przykładem. Najpierw "Running", później
masowo rozpoznawane (choć kojarzone z Carlosem Santaną zamiast
z Tito Puente) "Oye Como Va"
- całkiem interesująco zresztą wykonane, i kolejna sieczka
w postaci tytułowego utworu. Ciekawie zaczyna się robić dopiero
po 20 minutach. Czemu się tu dziwić? W końcu wierni fani i
tak kupią płytę, ale sprzedaż będzie większa dzięki miłośnikom
Madonny, a nie miłośnikom jazzu.
|