Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



SIECZKA CZY JAZZ?

Paweł Oses



 


Zainteresowanie "niszowymi" gwiazdami jest u nas ściśle uzależnione od ich wizyt w kraju. Jeśli nie przyjeżdżają, muzyczne dokonania zauważane są tylko przez garstkę pasjonatów. Sezonową popularność Eliane Elias przyniósł jej lipcowy występ na "Ladies' Jazz Festiwal" w Gdyni. Może więc warto przyjrzeć się najnowszej płycie artystki mimo, że od jej wydania minął już równy rok.

Elias należy do najbardziej lubianych i popularnych pianistek i wokalistek jazzowych. Ugruntowana pozycja w branży pozwala jej na wybryki. W takich kategoriach właśnie odbieram płytę "Around the City". To materialny dowód na to, że artystka zapragnęła włączyć się w główny nurt biznesu muzycznego, ze wszelkimi tego konsekwencjami. A te są raczej złe. Ubiegłoroczna płyta Elias w swojej stylistyce przypomina bowiem generalnie masową produkcję z kategorii "pop". W zasadzie, gdyby tę płytę nagrała Madonna (a fe!), to byłbym mniej zaskoczony. Taka złośliwość jest uzasadniona zwłaszcza przy utworach rozpoczynających płytę. "Running" , czy tytułowe "Around the City" to żenujące nieporozumienie. Skąd na płycie wziął się klimat rodem z tancbudy dla pryszczatych widzów MTV? Odpowiedź jest prosta. Do trzech utworów na płycie przyłożył rękę Lester Mendez, producent takich gwiazdeczek jak Shakira, czy modniejsza ostatnio Nelly Furtado. Widać w tym desperacki wysiłek Elias zmierzający ku temu, by wspiąć się na wyżyny list przebojów. Ale po co kobiecie start w takiej dyscyplinie muzycznej - tego nie wiem. 47-latka nie wygra z idolami nastolatków, nawet jeśli w książeczce płyty będzie się chwalić wyretuszowanym w Photoshopie dekoltem. Z drugiej strony, uczciwie trzeba przyznać, że "We're So Good" jest świetnym materiałem na melancholijny przebój.
Na szczęście "Around the City" ma coś do zaproponowania wiernym fanom. Takie kompozycje Elias jak "Tropicalia" sprawiają, że mimo wszystko warto sięgnąć po tę płytę. To co na krążku jest piękne, to na przykład gitara brazylijskiego weterana bossa novy Oscara Castro-Nevesa, czy gitara hiszpańskiej gwiazdy flamenco Vincente Amigo. Skoro mowa o słynnych muzykach, to trzeba wymienić jeszcze występującego tu flecistę Dave'a Valentina czy najbardziej chyba rozchwytywanego perkusjonistę na świecie - Paulinho da Costę. Poza tym "Around The City" przypomina trochę przedsięwzięcie rodzinne. Występuje tu ex-małżonek Elias - słynny trębacz Randy Brecker, ich córka Amanda Elias Brecker, a także obecny mąż pianistki - basista Marc Johnson.
O dziwo, z płyty trudno się zorientować, że Elias jest wyśmienitą pianistką. Gdzieniegdzie pojawiają się tylko skromne próbki dające niezorientowanym przedsmak tego, co potrafi artystka. Jest jeszcze jedna cecha, która daje o sobie znać dopiero w drugiej części albumu. Elanie Elias jest Brazylijką. Bossa nova to klimat, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Jej ojczystym językiem nie jest angielski, ale portugalski. Jeśli do tego dodać niezbyt agresywny głos wokalistki, to można ją śmiało pomylić z Astrud Gilberto. Szkoda, że takich momentów jak "Chiclete Com Banana" nie ma tu więcej.
Aż trudno pojąć jak na jednej płycie mogły się znaleźć tak różne klimaty. Można odnieść wrażenie, że układ utworów planowany jest w taki sposób, by potencjalny nabywca dał się skusić po przesłuchaniu dwóch, trzech pierwszych ścieżek. Coraz częściej więc płyty jazzowe zaczynają się sieczką, czego Elanie Elias jest smutnym przykładem. Najpierw "Running", później masowo rozpoznawane (choć kojarzone z Carlosem Santaną zamiast z Tito Puente) "Oye Como Va" - całkiem interesująco zresztą wykonane, i kolejna sieczka w postaci tytułowego utworu. Ciekawie zaczyna się robić dopiero po 20 minutach. Czemu się tu dziwić? W końcu wierni fani i tak kupią płytę, ale sprzedaż będzie większa dzięki miłośnikom Madonny, a nie miłośnikom jazzu.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone