"Upewnij
się, czy nie zapomniałeś o parasolu. To jeden z najbardziej
deszczowych regionów Wielkiej Brytanii." Nie było jednak
czasu na branie sobie do serca meteorologii regionu. To cecha
wszystkich spontanicznych wypadów.
Przezorność turysty stosującego się do przewodnikowych porad
siłą rzeczy wzięła w łeb i w plecaku nie miałam niczego, co
mogłoby mnie uchronić choć przed kroplą deszczu. Wystarczyło
jedno słowo znajomych, Tomka i Kasi, a już siedziałam w samochodzie
licząc na to, iż przewodnikowe przestrogi były pisane na wyrost.
Kierunek - południe. Miejsce docelowe - królestwo parasola
i kaloszy, innymi słowy Kraina Jezior... bądź deszczu, jak
podawał bedeker.
Nasz cel leży w północno-zachodniej Anglii, zajmując zaledwie
55 km kw. hrabstwa Cumbria. Istny raj dla miłośników Przyrody
(pisanej właśnie przez duże "P"). Można tutaj znaleźć
dosłownie wszystko. Jeziora i stawy, tajemnicze szuwary i
samotne wyspy, rwące potoki i leniwe strumyki, wrzosowiska,
soczyście zielone łąki, dębowe lasy skrywające kobierce dzwonków,
ceglaste doliny i góry - pozostałość zlodowacenia sprzed 15
tysięcy lat. Nic więc dziwnego, że Kraina Jezior (Lake District)
to miejsce objęte ochroną w postaci Parku Narodowego.
Urozmaicenie krajobrazu co rusz zatyka dech w piersiach. Nasz
podziw miał swój początek u brzegów, drugiego co do wielkości,
jeziora Ullswater. Jak większość jezior tego obszaru zaliczane
jest ono do tzw. glacjalnych czyli polodowcowych. Charakterystyczny
kształt wydłużonej litery "Z" nadaje mu cech wijącej
się niemalże w nieskończoność wstążki. Co do samej jego nazwy,
istnieje kilka wersji jej etymologii. Dwie spośród najbardziej
prawdopodobnych, ktorym daje się wiarę na podstawie dokumentów
przeszłości, to nazwisko Ulfa - nordyckiego wodza, który panował
na tych terenach; bądź Ulphusa - saksońskiego lorda Greystock'u.
Tymczasem istnieje także trzecia wersja, nie mniej wiarygodna,
a moja ulubiona. Według legend i podań mitologii nordyckiej
jezioro nosi nazwę po pewnym obdarzonym niesłychaną urodą
bóstwie. Ull (Ullr), bo to o nim mowa, jako opiekun narciarstwa,
myślistwa i łucznictwa był szczególnie czczony na Islandii,
gdzie w XIII w. powstały manuskrypty "Eddy Poezji i Prozy",
czyli jeden z najstarszych zapisów historii wszechświata skandynawskiego,
w tym świadectwo wierzeń w Ulla. Być może nie bez związku
właśnie z tą wersją etymologii nazwy Ullswater, Wordsworth
napisał o nim, że "jest ono szczęśliwą kombinacją piękna
i dostojeństwa, na które zasługuje każde z jezior".
Nie mniejszym cieszy się największe co do wielkości - Windermere.
Długie na 17 km, o powierzchni 14,7 km kw., i głębokości 65
m (dla porównania - Śniardwy mają długość 22 km, a głębokość
24 m) jest miejscem licznych rejsów czy żeglug, a w latach
30-tych ubiegłego stulecia okazało się być także idealnym
do bicia rekordów szybkości (z czasem 158,94 km/h dokonał
tego sir Henry Segrave). Warto też wiedzieć, że "mere"
oznacza "jezioro", natomiast Winder to nazwisko
współzałożyciela spółki kolejowej Winder & Kendal, dzięki
której od 1847 roku miejsce to przeżywa nieustanne oblężenie
turystów. Swoją popularność Windermere zawdzięcza także autorce
"Piotrusia Królika", właścicielce farmy Top Hill,
Beatrix Potter, bądź jak wolą miłośnicy wielkiego ekranu,
ostatniemu filmowi Chrisa Noonana udziałem Renée Zellweger.
A propos poezji. Trudno sobie wyobrazić wizytę w Lake District
bez spaceru brzegami Grasmere, które szczególnie umiłował
sobie wspomniany już William Wordsworth. Urodzony 28 lat przed
Mickiewiczem, a 18 lat przed Szkotem Georgem Byronem, ten
prekursor romantyzmu, mimo studiów w Cambridge i pobytu we
Francji powrócił do ukochanej Krainy Jezior, domu lat dziecięcych
- by na stałe osiąść w Cockermouth. Domu stanowiącym dziś
muzeum, do którego lepiej nie wybierać się z pustym żołądkiem.
Kuchnia z buchającym na palenisku ogniem oraz świeżo upichconymi
smakołykami drażni bowiem niejedno podniebienie rozchodzącymi
się po całym domostwie zapachami. Domu, w którym personel
muzeum przebrany w stroje służby z epoki poety oferuje niejedną
opowieść o jego życiu czy twórczości.
Z parasolem czy bez - jedno jest pewne: przy pierwszej nadarzającej
się okazji powrócę do angielskiej Krainy Jezior. Poezja jej
krajobrazu urzekła mnie na całe lata.
|