Kino
południowo-afrykańskie jest w Polsce praktycznie nieznane.
Choć reżyser Gavin Hood z RPA dał się poznać przed kilkoma
laty naszej publiczności, kręcąc nową wersję "W pustyni
i w puszczy". Jego film "Tsotsi" bije tamtą
produkcję o głowę, albo nawet o trzy głowy.
Jeszcze jeden obraz o nawróconym przestępcy? Tak, ale bez
wtórności i bez nudy. I z aktorami u nas nieznanymi, a więc
z pewnym akcentem świeżości. Miejsce akcji (Johannesburg i
jego przedmieścia) nie jest tu istotne. Ta historia mogłaby
się wydarzyć gdziekolwiek. I być może zdarza się, każdego
dnia.
Film opowiada o młodym przestępcy z gangu ulicznego. Tsotsi
nie ma skrupułów zarówno wtedy, gdy trzeba kogoś okraść, jak
i zabić. Traf chce, że w skradzionym przez siebie samochodzie
odkryje niemowlę. Nie porzuci go jednak, tylko zabierze do
siebie. Od tego momentu rozpocznie się jego wewnętrzna przemiana.
Coś w nim pęknie. Tsotsi zrozumie, że sens życiu nadaje miłość.
Każdy chce kochać i być kochanym. Oraz potrzebnym.
Temat dzieci traktowanych bez miłości był podejmowany nieraz
i na różne sposoby. W filmie Gavina Hooda trudne dzieciństwo
bohatera powraca w zaledwie kilku retrospekcyjnych scenach.
Dowiadujemy się z nich, że matka Tsotsi'ego zachorowała na
AIDS, a ojciec pił i był brutalny. Chłopiec uciekł w końcu
z domu i zamieszkał w jednej z betonowych rur na obrzeżach
miasta. Niezwykle przejmująca jest scena, w której Tsotsi
powraca na to miejsce, by popatrzeć jeszcze raz na swój "dom",
teraz zamieszkany przez kolejne bezdomne dzieci.
Znalezione niemowlę obudzi człowieka w bandycie, skruszy pancerz
obojętności i okrucieństwa, pozwoli mu na nowo odkryć pozytywne
wartości. Tsotsi instynktownie poczuje, że może być komuś
potrzebny, że może i chce chronić kogoś absolutnie bezbronnego.
Dziecko ludzi, których nawet nie zna, stanie się katalizatorem
jego zapomnianych i przytłumionych uczuć.
Przemawia do wyobraźni niezwykły kontrast między wysokościowcami
metropolii i zbudowanymi byle jak i byle gdzie nędznymi domkami
na slumsowych przedmieściach. I tu i tam tętni życie. I tu
i tam rozgrywają się ludzkie dramaty. Na swój sposób Gavin
Hood raz jeszcze odkrywa dla nas biblijną prawdę, że jeden
nawrócony grzesznik może być więcej wart od dziesięciu pobożnych.
|