Dzięki
pracy dziennikarzy Polacy zyskują dość sporą wiedzę o elitach
finansowych, politycznych, artystycznych i przestępczych.
Romanse, przekręty, afery, skandale, duże pieniądze, życie
ponad stan, upadki i wzloty lubianych lub znienawidzonych
idoli. Najlepiej sprzedają się skrajności, najgorzej szara
rzeczywistość.
Codzienna, dostarczana wprost do domów porcja "wiedzy
o świecie", przełożona sporą ilością wiadomości sportowych
i zanurzona w ogromnej, niezrozumiałej dla ogółu masie szczegółów
ekonomicznych i politycznych. Wydaje się, że relacje "z
prac rządu, sejmu, senatu, komisji... itd." i rozbudowane
komentarze do nich, redakcje zamieszczają wyłącznie w celu
dodania znaczenia i powagi swojemu medium, bo z pewnością
nie one decydują o "sprzedawalności" i zyskach.
A potem w polskich domach toczą się gorące dyskusje, zażarte
spory a nawet ostre kłótnie wzorowane na całych sekwencjach
z polskich seriali, całkowicie abstrakcyjne i niemające żadnego
odniesienia do realiów w jakich żyją i funkcjonują mieszkańcy
tych domów.
Żyjąc w szumie medialnym, między informacją, reklamą, serialem,
filmem, widowiskiem sportowym - tak naprawdę żyjemy w kręgu
spraw, które nas nie dotyczą. Dlaczego? Bo ukrywamy nasze
lęki, nasz ból, naszą nędzę, nasz wstyd.
Przecież nie mówi się:
1. O zimnie.
O setkach tysięcy Polaków marznących w niedogrzanych
mieszkaniach. O chorobach dzieci i dorosłych spowodowanych
niedożywieniem i niedogrzaniem organizmów. O absencjach w
szkołach i miejscach pracy. O kosztach z tym związanych, które
ponosi społeczeństwo. Społeczeństwo, które płaci jedne z najwyższych
w świecie opłat za prąd i gaz. Pochłaniają one znaczącą kwotę
w domowych budżetach. Tak bardzo znaczącą, że nie stać nas
na ogrzewanie, czy dogrzewanie naszych mieszkań.
Powie ktoś: prawo rynku. Nie! Nie prawo rynku, ale prawo kaduka!
Prawem kaduka firmy, które przejęły elektrownie sporządzają
półroczne prognozy i żądają opłat z góry. Prawem kaduka kolejne
rządy sprawujące nadzór nad spółkami z udziałem Skarbu Państwa
nie korzystają ze swoich uprawnień w zakresie równoważenia
cen i pozwalają na horrendalne zdzierstwo.
To my później ponosimy koszty leczenia setek tysięcy przeziębionych
ludzi, ich nieobecności w pracy, naprawy zamarzniętych i pękających
rur, walących się dachów, źle ogrzanych budynków i pogrzebów
setek zamarzniętych ludzi. Tej zimy zamarzło w Polsce 350
osób. Wyobraźcie sobie: to jedna, PEŁNA sala kinowa!
Pytam zatem: w czyim imieniu i na czyją rzecz działa polski
rząd i polski parlament?
2. O niedożywieniu, czyli jak przeżyć za pensję, emeryturę
czy rentę.
Co zapłacić w pierwszej kolejności, a czego nie płacić
i na jakie ryzyko wystawić siebie i swoją rodzinę? Przyjmijmy,
że kilkuosobowa rodzina potrzebuje dziennie: dwa bochenki
chleba (3 zł), dwa litry mleka (2 zł), opakowanie margaryny
(3 zł), jarzyny na zupę (2 zł), dwa kilogramy ziemniaków (2
zł ), po dwa jajka na osobę, albo po malutkim kawałeczku najtańszego
mięsa (3 zł). Dodajmy do tego jeszcze jakąś herbatę, cukier,
mąkę, ryż czy kaszę, a otrzymamy kwotę około 20 zł dziennie
czyli 600 zł miesięcznie.
Czy na tej liście są jakieś luksusy? Czy z czegoś w tym najskromniejszym
z jadłospisów można zrezygnować?
A jednak ludzie rezygnują! Bo trzeba kupić choćby najtańsze
obuwie dla dzieci, jakąś odzież, niechby i w "ciucholandach",
jakieś mydło, proszek do prania, zeszyty, podręczniki... Bo,
nie daj Boże, choroba w domu - potrzebne są lekarstwa. A czasem
dzieciom, oglądającym ze łzami w oczach bezczelnie nachalne
reklamy smakołyków, trzeba kupić jakiś owoc czy cukierek.
Na opłaty za prąd, za gaz - czasem już nie starczy.
Czy człowiek żywiący się mizernie może wydajnie pracować?
Czy dziecko może się intensywnie uczyć? Czy organizmy tych
ludzi mogą być odporne na choroby? Kto będzie ponosił koszty
złej pracy, niedouczenia, chorób?
A przecież państwo na pracy osoby zarabiającej 1200 zł netto
miesięcznie, zarabia nie tylko 600 zł potrącone z poborów
na podatek i ZUS. Przecież jeszcze wyciąga rękę po VAT - od
wyżej wymienionych produktów tylko średnio 10% , ale od prądu,
gazu i czynszu to jest już 22%!
Kilkadziesiąt milionów złotych przeznaczonych przez nasz,
demokratycznie wybrany prześwietny Senat na dofinansowanie
kancelarii Prezydenta, Sejmu i Premiera w kontekście głodu
setek tysięcy dzieci jest nawet nie policzkiem, jest ciosem
w brzuch Polaków.
Pytam zatem: w czyim imieniu i na czyją rzecz działa polski
rząd i polski parlament?
3. O długach.
Sprawdźcie, czy za drzwiami nie stoi komornik, lub egzekutor
Urzędu Skarbowego, lub jakiś inny windykator waszego długu.
Mamy je niemal wszyscy! Możliwości ich spłacenia już nie wszyscy.
Egzekwowanie długów nie ma na celu pozyskania pieniędzy po
to by zwrócić je wierzycielowi. Egzekwowanie długów jest karą
samą w sobie. Akt zajęcia przedmiotu jest tylko psychologicznym
oddziaływaniem na przerażonego dłużnika, mającym na celu wymuszenie
działań, które spowodują, że "oblecimy" wszystkich
możliwych znajomych i rodzinę, a zdobyte żebraniną i błaganiami
pieniądze zaniesiemy do urzędu.
Przeżyłam kilkadziesiąt spotkań z egzekutorami. Przeżyłam
próby licytacji maszyny dającej skromne utrzymanie czterem
rodzinom, dla których ta praca była jedynym źródłem dochodów.
Znam pełen wachlarz zachowań egzekutorów. Od butnego, brutalnego
chamstwa, po zwyczajnie, po ludzku wykonywaną paskudną przecież
pracę. Jak wszędzie, tak i wśród egzekutorów są "ludzie
i ludziska". Chociaż "ludzi" jest wśród nich
jakby mniej.
Dziś i ja i moja przyjaciółka nie mamy już firm, nasi pracownicy
przeszli na utrzymanie państwa. Nasze długi w większości pospłacałyśmy.
Ale został w nas lęk. I nie mamy już zwyczaju biec radośnie
do drzwi, gdy słyszymy dzwonek lub pukanie. W ogóle nie otwieramy
drzwi, jeśli ktośwcześniej nie umówił się z nami telefonicznie.
Jaki sens ma obciążenie państwa kosztami utrzymania kolejnych
bezrobotnych, którzy tracą pracę, bo albo oni sami albo ich
pracodawcy popadli w nieszczęście długu? Zwłaszcza, że najczęściej
jest to dług wobec Skarbu Państwa, powstały na skutek niemożności
wywiązania się z zobowiązań narzuconych przez państwo. Twórcy
polskiego prawa finansowego z góry wiedzieli i wiedzą, że
jest to prawo gangsterskie, lichwiarskie. Wiedzą, że państwo
w ten sposób produkuje bezrobocie, choroby psychiczne, ciężkie
depresje, samobójstwa z przyczyn ekonomicznych i finansowych.
Oni o tym wiedzą, ale my za to płacimy.
Pytam zatem: w czyim imieniu i na czyją rzecz działa polski
rząd i polski parlament?
W Polsce nie ma wolnego rynku. Jest rynek państwa, sterowany
przy pomocy ostrego fiskalizmu i biurokratycznych przepisów.
W Polsce nie ma wolności. Jest niczym nieograniczona wolność
rządzenia.
W Polsce niemal połowa obywateli żyje w zastraszeniu, upodleniu,
nędzy i głodzie, w poczuciu, że największym wrogiem jest własne
państwo.
Pytam zatem: w czyim imieniu i na czyją rzecz działa polski
rząd i polski parlament?
|